a to ci dopiero kierunek! taki był plan. Znowu zaczęło się od Szlaku Wygasłych Wulkanów. Wtedy w piątek podjechaliśmy do Legnicy pierwszy raz, na kawę. Wydała się taka hmm nijaka, ale zainteresowała nas na tyle, że już wtedy na kawie powędrowała na listę zimową. Pociągiem koniecznie. No i pojechaliśmy w minioną niedzielę. Wygodnie intercity, byliśmy już około 10 na miejscu. Aaa no i muszę wspomnieć, że mieliśmy ze sobą papierowy książkowy przewodnik. Jako że Wygasłe Wulkany były przed Pirenejami, to w Torli na kawie odpoczywając po dwudniowym trekkingu wpadliśmy na pomysł, aby kupić książki o miejscach, które zimą planujemy odwiedzić. No i to się materializuje. Ta książka... dramat. Pisana nie wiem dla kogo. Ale autorzy chyba nie szli z tym co napisali w ręku po ulicach, bo nie da się zajść do celu. Jak coś mi robi mętlik w głowie, to wyrzucam natychmiast. No więc się zraziłem do książki, Pani ją wzięła po opiekę. Chodzimy po Legnicy, może być. Nie jest to Kraków pod kątem historycznym, ale trochę zabytków jest. Jak już stanąłem przed nimi, to znalazłem opis w książce i poczytaliśmy sobie. Tak się złożyło, że był wtedy targ staroci... mam sentyment do takich wydarzeń. Stare znaczki, monety, pamiętam jeszcze sporo. Są też płyty kompaktowe... wspomnienia się pojawiają z House of Books w RPA, kupiłem wtedy 3 płyty, przesłuchałem je raz i leżą. Ale tamta rozmowa... CD to już staroć, no jakby nie było... Znak czasów. Ale lubię poszperać. Kiedyś patrzyłem jak leżały na ladach sklepowych, a mnie nie było stać na płytę. Ba! nie miałem swojego odtwarzacza. Tym razem nic nie kupiłem, mam wszystko w telefonie. Usiedliśmy na kawie, "tam gdzie zawsze", czyli pół roku temu i w dalszą drogę. Jak podchodziliśmy pod prawdziwe rupiecie, czyli jakieś noże, bagnety, hełmy, jakieś wykopki z czasów wojennych czułem bardzo nieprzyjemną aurę. Nie potrafię tego opisać, ale odpychało mnie od tego. Świetny obiad w bistro i znowu na spacer. Punktem kulminacyjnym i najciekawszym była Katedra. Jak szkoda, że nie ma na wyciągnięcie ręki informacji o "skarbach", jakie można tam zobaczyć. A tak łatwo to można zrobić. No, ale tu wraca do łask nasz przewodnik, w którym sporo pisze co gdzie na jakiej ścianie jest. Warto zajrzeć i przygotować się do tej wizyty. Prawdziwa przygoda dopiero przed nami! kto by przypuszczał. Jak na porządnego podróżnika przystało bilety miałem kupione wcześniej, idziemy w stronę dworca, pomyślałem, że może jeszcze jedną kawkę w innej kawiarni. Czemu nie. Pani poszła do toalety, a ja natchniony myślą zerkam na bilet. Hm... nie pokazuje mi się w aplikacji. Pewnie jakiś błąd... sprawdzam na mailu... Co??? Jest niedziela 14.12, a bilet powrotny kupiłem na sobotę 13.12??? no tak! Nie mamy biletu! do pociągu blisko 20 minut. Kawa na wynos i lecimy na dworzec. Czarne myśli... już widzę się na śniadaniu w Qubusie w poniedziałkowy ranek. No bo jak nie pojedzie inny pociąg, jak nie sprzedadzą nam biletów? lawina czarnych myśli...o ja głupi. Jest dostępny bilet 1-szej klasy na pociąg za 2 godziny. Super, jest plan B. Idziemy do kasy. 2 otwarte, w jednej nie sprzedają intercity, a w drugiej dowiaduje się, że system odmawia sprzedaży. 2 niemiłe panie. Nic, idziemy na peron. Co robić, ależ ja głupi byłem, co za błąd... nic, spokój. Przecież sprzedają bilety bez miejscówek. Właśnie brakło biletów w appce na pociąg za 2 godziny. Qubus staje się realny... byle do Wrocławia. Jedzie pociąg. Pani konduktor wyskakuje z pociągu. Oczywiście, że sprzeda mi bilet. Noooo i po co ten stres. Śniadanie zjem w domu. Bilet kupiłem, pociąg pełny, idziemy w głąb wagonu, a tu w przedziale 2 miejsca puste (a my bez miejscówek). Siadamy no i zerkam na korytarz, czy ktoś idzie. Nikt nie idzie. Wrocław... idzie? nikt nie idzie! I tak przejechaliśmy niemal całą drogę do stacji końcowej. NO i perełka na koniec - zacząłem czytać nowego Poirota od Sophie Hannah, daje radę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz