20.12

rok temu opisywałem ten piękny okres, a więc czemu nie tym razem? w końcu to blog. Sobota. Wczoraj po 16 zamknąłem laptopa z radością i spokojem. Trudny okres w pracy zakończony i doceniony! Jakaż to była miła niespodzianka. Wielka życiowa lekcja, by nie katować się czarnymi myślami, tak wielką szkodę można sobie wyrządzić... no ale teraz już Święta. Urlopu mam półtorej dnia, więc niemal 9 dni nicnierobienia! zaloguję się tylko na chwilę po południu 23.12, a poza tym - LABA! i będą wyjazdy, plan jest świetny. Choinka stoi, Pani piecze ciasteczka, spałem jak zabity. Dziś musieliśmy podjechać do sklepu... to było ciężkie doznanie. Market, przedświąteczny sobotni poranek... rzadko jeżdżę do takich sklepów, ale co zrobić, trzeba było. Przybiło mnie to, co zobaczyłem. Wyszedłem ze swojej bańki, gdzie ludzi mam mniej, bodźców takich sklepowych mam mniej... bieda, straszny to widok. Gospodarcza i taka socjalna. Słyszę co ludzie mówią, jak się zachowują, co mają w koszykach - alkohol, cukry, niezdrowe jedzenie, cukrzycę widać z daleka, lekarstwa wychodzą z torebki... a soki "owocowe" lub alkohol w koszyku... Przybiło mnie, no ale taki jest wycinek społeczeństwa, nie mam na to wpływu. Wyciągnąć wnioski i robić swoje. Po sklepie sprzątanie, Pani gotuje. Po południu urodziny u wujków, lubię ich bardzo, a więc będą jak co roku - znowu wyjdę ze swojej bańki i doświadczę czegoś mi obcego - skoki narciarski, bule, podmuchy i telemarki. Kiedy ja wolę porozmawiać i skupić się na ludziach. Może ja jestem inny? jutro kino!