ledwo co przyjechaliśmy na Kaszuby, a już penetrujemy skrajne obszary. Jest zimno, dziś w nocy był przymrozek. Jaka trasa na dziś? ponieważ jest niedziela, spodziewamy się małego ruchu na drogach, więc bierzemy tę trasę, która najbardziej jest oddalona od naszej bazy w Kartuzach. Dolina rzeki Słupia, wygląda mi na to, że to już nie Kaszuby, albo przynajmniej zachodnie rubieże. Kultura jazdy po drogach jest żałosna. Sporo tutejszych kierowców wyznaje dwie durne zasady - jak jest pedał gazu, to cisnę do końca oraz jak jest asfalt, to mogę tam jechać, nieważne co jest namalowane i jakie są znaki. Radarów tu nie ma, część kierowców czuje się po prostu bezkarna. Podjeżdżamy do Czarnej Dąbrówki i kierujemy się do rzeki Słupia. Na początek fatalnie, niby droga rowerowa "Nad Łupawą", a jedziemy po gęstej i zarośniętej trawie. Ale wystarczy wjechać do Parku Krajobrazowego... zaczyna się magia. Połączenie jezior, lasów, pól, pagórków. Łupawsko - świetnie położona mała wioska na jeziorem, później jezioro Pomysko. Zbaczamy z naszej trasy tylko po to, by zejść do brzegu i delektować się przyrodą. Podczas tego wypadu planujemy krótsze trasy, tylko po to, by nie robić kilometrów, a być ze sobą i z przyrodą, niespiesznie. I to zaczyna przynosić efekty. Są tu piesze szlaki, dobrze oznakowane, teren mało znany - jest niedziela, długi weekend, raptem 4 samochody na parkingu w lesie, lokalne, ludzi nie widać. Obok jezior jest rezerwat Skotawskie Łąki... rozległy podmokły teren. Uwielbiam takie miejsca. Zaraz zaraz... na mapach.cz pojawia mi się Rezerwat gniazda Orła Bielika. Tej trasy dokładnie nie studiowałem w domu, ale takie coś pominąć? zbaczamy z trasy. I oto co widzimy - na ścieżce dojazdowej do tego rezerwatu leży powalone drzewo, tak ułożone w poprzek drogi, że trudno mi uwierzyć w przypadek. Kilkanaście metrów dalej kolejne i później jeszcze jedno. Aha... albo maskują albo zniechęcają auta, skutery i turystów, by tam nie iść. Jedziemy. Dla mnie to jak płachta na byka. Później jest jeszcze ciekawiej - cała droga jest przeorana, kilka metrów szerokości głębokiego piachu na długości ja wiem może 500 a może 1000 metrów. Idziemy pchając rower. Za chwilę Pani mnie woła - patrz, dziki z młodymi... Faktycznie, Pani namawia, aby zawrócić, ale za długo ją znam, aby wiedzieć, że to namowa taka profilaktyczna, widzę po niej, że chce iść do tego rezerwatu. Odstraszamy dziki i idziemy dalej. Poszły sobie w las, choć dobiega do nas odgłos z drzew czegoś ciężkiego chodzącego po gęstym lesie. Dotarliśmy do rezerwatu... jest od niewielki, w takim dole. Rozglądamy się, bo być może coś dojrzymy. Nic z tego, ale otoczeni jesteśmy dzikim lasem, to czuć. Stare rozłożyste sosny, ponacinane kory, z których jeszcze sączy się żywica. Zachodnia granica rezerwatu również usiana złamanymi drzewami. Niech tak będzie, cudny to teren. Zjeżdżamy do rzeki Słupia, można tu kajakować. Jesteśmy sami, zasięgu nie ma i jest przepięknie. W takich miejscach znowu cieszę się Polską, bezludną, zadbaną, czystą, bez reklam i kiczu, którego nie znoszę. Spoglądam na mapę, jak daleko jesteśmy od domu. Jak bardzo na zachód ten teren się rozciąga! Nic, tylko wrócić tutaj i objechać te miejsca. Robimy sobie przerwę, fotografuję starorzecza i zakola rzeki. Najpiękniejsze miejsce, jak do tej pory. Nie pamiętam skąd wzięliśmy pomysł, aby tu przyjechać, ale po wytyczeniu trasy czułem, że będzie wyborna i nie pomyliłem się. Zrobiliśmy sobie przerwę przy sklepiku w Soszycy. Pani za ladą mówi, że sezon kajakowy się zaczyna, turystów bywa sporo latem. Ładnie. Wycieczkę wieńczy obiad w Grubo krojone w Czarnej Dąbrówce, takie miejsca trzeba nazywać po imieniu, genialna kuchnia!
Co za dzień, co za miejsca, już tęsknię. Kolejne dni? realizujemy plan i szukamy interesujących miejsc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz