pada, wyspaliśmy się i jest ochota na chodzenie. A gdybyśmy tak pojechali się poszwendać po miasteczku? zobaczy czym żyje Kaczawa w tygodniu? co z tego, że pada. Wybór padł na Świerzawę. Auto zostawiamy na malutkim parkingu, jakiś pan pakuje swój stragan. Jest chyba 11. Idziemy od sklepu do sklepu. Biedne te sklepy, jakby czas się zatrzymał. Mały Stasio chce zabawki, jakaś pani kupuje nasiona, inna pani za ladą sprzedająca rowery i części do nich serdecznie się do nas uśmiecha... Co za świat... idziemy dalej. Zoologiczny... wchodzę zawsze. Drzwi ledwo się trzymają zawiasów, obsmarkana kartka, że płatność gotówką, okno wystawowe niemyte lata. Pan siedzi za komputerem, grzecznie nas wita i prosi o sygnał, jak coś będziemy chcieli bo składa zamówienie. Rybki... no cóż, jak ta szyba. Żal mi bojownika, który ma zmasakrowany ogon. Idziemy do informacji turystycznej, serdeczna rozmowa. Poczta... kiedy jak byłem na poczcie? 100 lat temu. Dwie starsze panie opłacają rachunki, a my się rozglądamy i podziwiamy, jak jacyś kosmici. Pani za ladą poleca mi najnowsze gazety. Gazety papierowe? dorwałem świetnie wydany magazyn historyczny, choć fanem tego nie jestem.
Rozmawiamy z Panią patrząc na biedny, ale wewnętrznie bogaty świat tego miasteczka. W jakiej niesamowitej bańce my żyjemy na co dzień, praca - teamsy - dom - paczkomat i tak w kółko. Stronimy od ludzi w weekendy, idziemy teren, odpoczywamy tracąc kontakt z prawdziwym życiem, jakie się toczy dookoła nas. Nie widzimy zwykłych problemów, sytuacji zwykłych ludzi. Żal mi się robi tego, co tracę, co przepływa tuż obok mnie. Niesamowite doświadczenie.
I jak tu jeszcze coś napisać o Muchowskich Wzgórzach? pięknie tam, piękny dzień!





















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz