śniadanie było bardzo dobre, pozbieraliśmy się i pojechaliśmy w stronę Soblówki. Kiedyś na parkingu były pustki, a tu proszę - pełno! 9 rano, ludzie idą w góry. Co ciekawe sporo idzie żółtym szlakiem. My klasycznie czarnym. Zmienia się ta wioska. Dziś, czyli w minioną niedzielę, na szlaku można wypić kawę! No wiecie co?! Mała knajpka otwarła się w jednej z chatek, wygląda kusząco, ale dziś mamy na oku Akwarium. Założyliśmy na nogi raki, jeszcze sporo lodu. Słonko przygrzewa. Gapy z nas straszne, dziś ja w aucie zostawiłem okulary, nie wzięliśmy tez jabłek, bo tu można naprawdę szybko zjeżdżać. Poza ludźmi - są dobre warunki do tego. Kolejny miłe zaskoczenie - zbocza zarastają drzewami! 2 lata temu i wcześniej widać było ślady wycinki, a dziś jodełki, drzewa liściaste (nie wiem jakie, bo na drzewach się nie znam i chyba nigdy się nie nauczę), gęsto zarastają zbocza. Bardzo fajnie. Ludzi idzie sporo, sporo za sporo jak na moje standardy. Nie zrozumiem tych, co cisną do góry ze słuchawkami albo wgapieni w telefon. Nie zrozumiem tych którzy nas wyprzedzają i słowem nie pozdrowią. Dziwny jest ten świat. Mała Rycerzowa... śniegu sporo, choć płytki, momentami tylko do kolan. Widoki... jak zawsze cudne. Tatry jak na dłoni. Przystanęliśmy na chwilę, by się wygrzać. To samo co wczoraj. Inwersja. Stoimy w koszulkach na zboczu Rycerzowej i ślemy fotki tu i ówdzie, nawet na Tasmanię. Rzut oka na Raczę, na Przegibek... wiele wspaniałych chwil i wspomnień. Jak to Mama mówi - tego mi nikt nie zabierze. Tej zimy raczej tu już nie wrócimy, plany są w inną stronę, a później... klasyka. Do Bacówki nawet nie wchodzimy, tyle ludzi. Z dala było słychać głos z megafonu pracownika wołającego, że zupa do odbioru. W sumie to dobrze, ludzie wybrali góry. Zejście jest przyjemne, choć momentami aż się chciało siąść na jabłka i popędzić... były takie czasy, w tygodniu tu przyjeżdżaliśmy i szaleliśmy na szlaku. Obiad w Milówce, dziś ja wziąłem krowie żebra, nie były już tak pyszne, jak wczoraj, ale mimo to - było wybornie. Ponownie kelnerka zaznaczyła, że gratis jest woda, że gratis jez wuzetka. Takie Beskidy, to ja rozumiem. Poza tym, czym oddycham na ulicy. Powrót do wiadomo, droga prowadzi do bielskiego Akwarium. Najlepsza kawiarnia w tym kraju. I nawet jakby lali lurę, to klimat jest niebywały i uwielbiam tam przesiadywać na kanapie. Tym razem przeglądaliśmy sudeckie czasopisma w poszukiwaniu miejsc na Kaczawę. Cudowny weekend!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz