Spałem dobrze, wziąłem tabletkę na sen i odjechałem. Śnił mi się Vince McMahon, siedzieliśmy razem i dawałem mu wskazówki do jakiegoś raportu finansowego. Kosmos. Obudziła nas wspaniała pogoda, bezchmurne niebo. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie idziemy wybrzeżem, wystarczy nam adrenaliny. Boli mnie kolano i nieco mnie to niepokoi, mogłem sobie je nadwyrężyć na Towerkop. Wybraliśmy drogę lasem i wzdłuż klifów. Ładne widoki, teren pagórkowaty i dość upalnie się robi do południa. Wody mamy dość, lecz plecaki nam ciążą. Doszliśmy do parkingu, picnic point. To, co rzuca się w oczy, to grupa czarnoskórych mężczyzn ubranych w uniformy parku narodowego, którzy delikatnie mówiąc nic nie robią, gdzieś tam się krzątają w lesie. No dobra, ale idziemy na ów picnic point, tam kolejna grupa mężczyzn leży na trawie i gapi się w telefony. Jemy tuńczyka z puszki, takie drugie śniadanie. Nagle jeden z mężczyzn zaczął się drzeć, nie wiem o co mu chodziło, ale reszta wstała i poszła w stronę lasu. Nagle ten, co się darł wziął solidnej wielkości kamień i rzucił mocno w ich stronę. Spieprzamy! Mówię do Pani. Reszta wylegujących się na trawie mężczyzn podobnej karnacji nawet nie zareagowała. Ciekawe zwyczaje, ale nie chcę być tarczą ani celem.
Pozostało nam jakieś 5km do auta, które pokonujemy już żwawym krokiem. Koniec! Nie ma euforii jak po Overland, wiadomo, jednak powrót do cywilizacji jest odświeżający. Cieszę się, że przeszliśmy. Cieszę się z naszej mądrości, że dziś nie poszliśmy na skały przy oceanie. Jak przyjemność zamienia się w ryzyko takie, że ryzykuję śmiercią, to czas na zmianę planów. Przy parkingu podobna sytuacja do wcześniejszej, tylko zmiana płci. W biurze siedzi pani, która nas wczoraj odprawiała, upewniłem się, że nie muszę nic potwierdzać przy zakończeniu trasy, zaś jej 4 koleżanki w uniformach Parku siedzą na zewnątrz i rozprawiają. Kto tu pracuje? A jest co robić, choćby droga dojazdowa jest w opłakanym stanie.
Reasumując Harkerville Trail - bardzo trudna trasa, pierwszy dzień był niemal morderczy, a w zasadzie ostatnie 4-5 km. Stosunek widoków do trudności bardzo niski. Fajnie zaliczyć, ale na pewno nie powtórzyć. Zapewne są inne trasy w okolicy, jak np. Oteniqua (na którą ponoć trudno się zapisać), niemniej być i nie pójść na dłuższy hiking - szkoda. Zrobione, tick, done.
My zostaniemy jeszcze chwilę w Knysna, jutro „koty”, sam jestem ciekaw co z tego wyjdzie.
Obiad jemy w 34 Degree, owoce morza są genialne, białko trzeba uzupełnić. Trochę pokrzątaliśmy się po Knysna i muszę powiedzieć - bez szału. Plattenberg duuuużo lepsze miasteczko. Wieczorem leżymy już w pokoju, odpoczynek. Muszę podkurować kolano, ciągle coś mi w nim strzela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz