niedziela, na wszystko mamy czas. Nogi trochę bolą, ale możemy się ruszać i mamy apetyt na jakiś spacer. Idziemy z Rodzicami, więc trasa nie będzie wymagająca. Ciepło, upalnie wręcz, więc wybór padł na płaską chłodną trasę Wąwozem Siedmickim. Znamy go bardzo dobrze, więc tam jedziemy. Trochę makro, trochę rozmów, razem spędzamy czas, bo to najważniejsze. Kilku turystów nas mija, kilku rowerzystów. Jak na środek lata - to na Kaczawie są pustki. I dobrze. Jakkolwiek by pięknie nie było, ja uwielbiam pierwsze Kaczawy każdego roku, bo to zwiastun nowego sezonu, bo jest surowo i jeszcze puściej. Bo to odnajduję ciszę i wyrwanie się z tej zimowej nostalgii. Maj jest cudny, kiedy rzepak kwitnie, kwiecień daje makro, bo zieleni się wszystko i robale wychodzą. No a lato - wiadomo, Pętla Lwówecka. Jak jest jesienią? bywaliśmy tu po jednym dniu w drodze na Izery. Po marszu wracamy do auta, później kąpiel i do domu. Po drodze jeszcze obiad z Złotoryi, świetną mamy knajpkę. Po drodze słuchamy Ericha von Dänikena, ciekawe teorie, nigdy wcześniej nie czytałem jego książek. Dobry był to weekend. Potrzebny, by odsapnąć i się zregenerować.
.
Właśnie wróciliśmy z weekendu w Jesenikach, pieszy, bez rowerów. Było wybornie. 4-ty weekend z rzędu poza domem, co za passa. Ale pogoda także dopisuje. więcej o tym niebawem. Olimpiada się zaczęła, nic mnie nie ciągnie, kompletnie i świadomie zostawiam to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz