- tutejsi?
- nie
- historię tego miejsca znacie?
- nie.
I zaczyna opowiadać. Niebywałe. Most wysadzono w 1939-tym, zaś metalowe serce na drugim brzegu postawiono w 2005 roku, wtedy zginęła tu para, która wpadła do rzeki w maluchu... Niesamowite. Robimy zdjęcia i jedziemy w swoją stronę. Do Kasparusa. Przez Błędno, jedziemy skarpą spoglądając na zakola Wdy. Magia. Nasze dni są przede wszystkim rowerowe, później fotograficzne, nie odwrotnie. Kadrów jest tutaj ogrom, szczególnie w okolicach rzek i cieków wodnych. Ale nie mamy tyle czasu (choć jeszcze tu będziemy tydzień), aby zatrzymywać się przy każdym miejscu, gdzie widzę potencjał na dobre zdjęcie. Kasparus... mała cicha wioska. Żyje tam może 100 osób? dwie drogi na krzyż. Ale jak ładnie, cicho. Jeden sklep, tyle że nieczynny chyba ze 20 lat. A dziś by się przydał... Jedziemy wolno, zmęczenie nas dopada, szczególnie początek dzisiejszej trasy nas wymęczył. Drzewa, drzewa... widok się nie zmienia. Pojawili się trzej kolarze, w sumie 5 osób na szlaku nie licząc mieszkańców wiosek. Podjeżdżamy do urwanego mostu z drugiej strony żółtym szlakiem. Jest cudowny. Mnóstwo miejsc, skąd można obserwować zakola. Jak ktoś ma hamak, to nic, tylko książka rozłożyć hamak i odlot. Żółty szlak im bliżej Tlenia robi się nieprzejezdny, zatem nadkładamy nieco, aby jechać w miarę normalną drogą. Po ponad 7 godzinach jazdy zjeżdżamy prosto do Przestanku Tleń, do restauracji. Zamówiłem schabowy i zasmażaną kapustę. Niby nic, zwykle o tym nie piszę, jadłem takie danie dziesiątki razy, ale nie takie jak tutaj... co za smak. Tak pospolite danie, ale z tak oryginalnym genialnym smakiem. Dopełnia tych widoków, jakie mieliśmy dzisiaj. Męczący dzień, krótka trasa, ale ten piasek i drzewa... Mamy tu jeszcze tydzień i jest cudownie. Wieczorami - kawa i przegląd czasopism, przygotowania do ekspedycji w pełni. W tym roku - we wrześniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz