pogoda była niepewna, więc weekend spędziliśmy w domu. W sobotę wiadomo, pomieszkaliśmy. Arnold Palmer - golf. W niedzielę wyspani pojechaliśmy do Rud Raciborskich, do Starej Kuźni. Milionowy raz... ale ale, pierwsze wrażenie w porównaniu do strzeleckich lasów wychodzi na korzyści tych drugich. Las też mocno "zaniedbany". Tu się coś zmieniło. Wpięty mam obiektyw 90mm Tamron, którym się zachwycam i postanowiłem sobie, że tak w tę niedzielę popatrzę na świat. Forma już jest, 10km wcale mnie nie męczą. Zwierząt więcej niż ludzi, więc się zgadza. Szybko mijają tygodnie, dni coraz dłuższe. Plan wypadowy na ciepłe dni w tym roku ustalony, są topowe miejsca, są ciekawe zapchaj dziury, więc będzie się działo, niech tylko zdrowie dopisze. Krótka lista miejsc na tegoroczną ekspedycję - jest także. Spacer po lesie... ptaki coraz głośniej dają znać o sobie, bycie sam na sam z Najbliższą, do tego w surowym jeszcze pozimowym lesie, to się nazywa odpoczynek i ładowanie akumulatorów. Już znamy te miejsca, poznajemy kiedy tu byliśmy. Ogromne te lasy, a takie małe i nam bliskie.
Obiad w Hotelu Hugo, co za golonka, co za burger. Nie o wielkość mi chodzi, a o kompozycję smaków. Wieczorem - finałowa runda Arnold Palmer, dzień później zaległy mecz Liverpool - ManCity.
Wczoraj - kolejny punkt z planu zimowego, jakby nie było, mamy jeszcze kalendarzową zimę - spektakl w Teatrze w Bielsku. Interesujące doświadczenie.
Co będzie w ten weekend? pogoda w kratkę, chyba nie zaryzykujemy Kaczawy, szkoda drogi, poczekamy na cieplejsze dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz