Parkujemy przy starym cmentarzu w Pogwizdowie. Otwieram drzwi... przylaszczka, jedyna dzisiaj. Idziemy przez pola, dobrze, że wziąłem tabletkę na alergię... cierpię tu co roku. Nawozy i chemia z okolicznych pól. Rok temu tu się działo - kilkadziesiąt saren i jeleni przy Szubienicznej. Dziś - tylko 1 traktor i my. Siadamy na ławeczce, chwila przerwy, wspomnień, kilka zdjęć. Idziemy do Grobli, później pod górę. Widzimy, jak domy się zmieniają, 2 modernizują się lub wręcz budują, reszta marnieje. Co za trasa. W okolicach Grabowej siadamy w lesie. Pani w książkę, ja nos w trawy i szukam czegoś sensownego, lecz nic nie znajduję. Czuję zmęczenie, nadal. Słaby jestem. Dziś jest zimno i pochmurno. Schodzimy do Kwietników, sklepik jak był tak nadal jest zamknięty. Tam robimy kolejną przerwę, tuż przy parkingu jest plac zabaw i 2 wiaty dla "zagubionych turystów". Kilkaset metrów dalej przy lesie kolejna przerwa, znowu jemy. Nie dobrze to wygląda. Z jednej strony, tak, po co się spieszyć, z drugiej - coś powoduje, że muszę odsapnąć. Jeszcze nigdy gorączka, choroba, przeziębienie tak nie zdewastowało mojej kondycji. A przecież to był tydzień L4 i 2 dni w okolicach 40 stopni. Nic, patrzmy na pozytywy, przy lesie za Kwietnikami jest znowu ławeczka i stąd roztacza się wspaniały widok, typowa Kaczawa. Lasem idziemy już w okolice Popielowej, ładnie ułożone drzewa, fotografuję. Tam w oddali widzimy dwóch mężczyzn, dziwni jacyś. Chodzą w roboczych ciuchach po lesie i czegoś szukają. Z lasu do Pogwizdowa mamy ze 2km. Na polu dostrzegamy stado saren przebiegających tuż obok czarnej owcy. Duża czarna owca samotnie chodzi po surowym polu i coś skubie...
Świetna trasa, numer 1 na topie wszechczasów naszej Kaczawy. Tym razem widziana w nieco innym obiektywie, ale mi to sprawiło frajdę!
Wieczorem... to samo co wczoraj. Delektujemy się sobą, ciszą, książkami, chai latte z Nowej Zelandii. Pięknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz