Lodowiec Tasmana to największy jeszcze lodowiec na południowej półkuli nie licząc tych na Antarktydzie, ma 20km, lecz kurczy się. Jak stanęliśmy na wzniesieniu, ledwo dojrzeliśmy jego jęzor, który kurcząc się chowa się za zakrętem. Widok lodowca, gruzu, jaki zostawia po sobie i wody jest absolutnie niezwykły. Stoimy tam, robimy zdjęcia, filmujemy. W jeziorze pojaiwają się łodzie, które podpływają z turystami pod samą ścianę lodu. Zachciało mi się tego, to wyglada fascynująco.
Idziemy jeszcze na koniec jeziora, by popatrzeć na turkusową wodę. Azjatyccy turyści działają mi na nerwy, zachowują się, jakby wszystko było dla nich i nikt poza nimi nie istniał. Idą gdzie chcą, kiedy chcą, nie zważając na resztę towarzystwa, tym przypadku na nas.
Pora pożegnać się z wioską Cooka, cudowne miejsce, będzie mi brakowało tej scenerii. Pani się zastanawiała jak wypadnie Nowa Zelandia ze świeżą jeszcze w pamięci Tasmanią… Mt Cook zdeklasował Tasmanię (miałem nie porównywać). Jak dobrze mieć takie „zawody”. Jedziemy na północ, do Lake Tekapo, do słynnego kościoła Dobrego Pasterza. Po drodze zatrzymujemy się w punkcie widokowym, aby spojrzeć na jezioro Pukaki.
Lake Tekapo. Mała wioska przy drodze 8. Wzdłuż drogi trochę sklepów, ale gdzie ten kościół? Na zdjęciach widać tylko budynek, ale jaka jest okolica? W końcu to zobaczymy. Przy drodze ładne zadbane domy. Wchodzimy do sklepu z lokalnymi towarami, kupujemy sobie po koszulce. W oddali za mostem dostrzegam kościół. Dookoła mnóstwo parkingów i sporo niezagospodarowanego miejsca. Kościół wygląda dość samotnie, szczególnie jak odjadą samochody i busy. Ciężko znaleźć moment, kiedy przy kościółku nikt się nie kręci, azjatyccy turyści też tu są. Dostrzegam tylko jedną osobę, spośród tłumów, która przystanęła, złożyła ręce do modlitwy i stoi w zadumie. Reszta - robi sobie zdjęcia. Nieliczni zaglądają do środka przez szybę, która jest z tyłu budynku. Przed odjazdem tankujemy auto do pełna i ruszamy w długą drogę do Wanaki, ponad 200km przed nami. Jeździ się tu bardzo dobrze. Autostrada ma tu po 1 pasie, rzadko kto wyprzedza, bo rzadko jedzie auto na drodze. Od czasu do czasu widać policję, która stoi. Ale po co stoi? Nie wiem, nie widzę radaru. Na wysokości Clay Cliffs stoi szyld informujący, że wełna z tych owiec na pastwisku, to wełna użyta przez firmę Icebraker w swoich wyrobach. Przed i po Lindiss Pass teren jest surowy, brak tu zwierząt, drzew i traw. Sucho. W Twizel zatrzymujemy się przy hodowli tuńczyka. Kupujemy zestaw. Chyba trzeci raz w życiu jadłem sushi, pierwszy raz tutaj. Sama ryba jest mdła, ale z sosami z soi i wasabi - wyborna. Jadąc słuchamy More FM, stacji, którą często od dobrych paru lat słucham w Polsce. Popołudniowa audycja JJ & Flynny towarzyszy nam w aucie, jaka radocha usłyszeć ich na żywo w radiu, a nie przez internet.
Po ponad 2 godzinach docieramy do Wanaki. Miasto nieco się rozrosło od naszego ostatniego pobytu tutaj 12 lat temu. Mieszkamy przy polu golfowym, które cieszy się sporą popularnością. Środowy wieczór, z widokiem na góry i jezioro Wanaka pójść na golfa… Ja tu chcę zostać! Miejsce w jakim mieszamy tylko umacnia mnie w tym. Na recepcji wita nas starsza pani, która zaniedbała swój wygląd. Jednak sprawnie kilka w komputerze i obsługuje booking, terminal i inne logistyczne narzędzia. Jak widzi skąd jesteśmy, mówi, że osoba z jej rodziny także pochodzi z Polski, ktoś inny ze Szwajcarii. Mówi coś jeszcze - Wy tam macie dylematy, w Szwajcarii boją się o uchodźców z Palestyny, Wy tam w Polsce macie ludzi z Ukrainy… a my tutaj na końcu świata nie mamy o tym pojęcia, nie wiemy co to znaczy. Dopiero jak ktoś stamtąd przyjedzie, opowie o tym, to czujemy to. Tak tak, w takich warunkach tutaj żyją.
Na obiad Pani usmażyła steka, wyborny. Trzeci obiad, trzeci raz wołowina. Ja nie chcę stad wyjeżdżać…




















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz