14.01 - pojechaliśmy do Sopotni, by wejść na Pilsko. Zmęczony pracą potrzebuję oddechu. Nie ma to jak się zmęczyć. Nie spodziewam się śniegu, oglądałem trochę zdjęć na grupie Beskidomaniacy - co jest lepsze, niż prognoza pogody. Myślę sobie - nie będzie tego dużo. Guzik prawda. Od jakichś 1000 metrów zaczyna śnieg, z każdym krokiem więcej. Ludzi brak, co jest cudne. Hala Jodłowcowa - no rewelacja, idealne miejsce na namiot. Mam wrażenie, że nawet jakbym w tym mrozie się położył w śpiworze - smacznie bym spał. Jest naprawdę zjawiskowo. W dolinach - zielono, świeci słońce, nad nami chmury. Miziową mijamy bez emocji, nawet nie wchodzimy do schroniska, hotelu - cokolwiek to jest. Mamy swój termos z ciepłą herbatą, jak będzie potrzeba, to się zagrzejemy. Pierwszy dzień ferii, a tu pustki. Nie jest dobrze. Stok pusty, śniegu masa, paru narciarzy śmiga i ma frajdę. Trochę ludzi ciśnie na szczyt. Jak się kończy wyciąg, zaczyna się mgła. Wieje. Trudne warunki. Krok po kroku, Pani za mną. Aż tu nagle wyłania się szczyt, ten pierwszy, polski. Co ciekawe i smutne zarazem - 2 osoby w różnych odstępach czasu pytają mnie którędy do schroniska, bo w tej mgle się gubią. No dajcie spokój, to nie idzie się w takie góry w takiej pogodzie. Idziemy na słowacka stronę. Znamy to miejsce z lata. Początkowo chcieliśmy iść z Mutne ze Słowacji, no ale stwierdziliśmy, że za dużo autem trzeba będzie nadrabiać. I dobrze zrobiliśmy. Tam ścieżka jest nieprzechodzona. Zielony szlak z Sopotni i czarny - wszystko ładnie było przetarte. Mam wrażenie, że jakiś ratrak albo quad jechał z wioski do Miziowej. Zejście - przyjemne i spokojne. Testuję nowe małe raki, sprawdzają się bardzo dobrze. Sopotnia, jak zawsze, jasny i miły punkt na mapie Beskidów. Lubię tu wracać i już myślimy, czy by tu na weekend z rowerami nie przyjechać, bo jest gdzie śmigać. To był dobry udany dzień. Mamy zaliczone zimowe Pilsko, Romankę i Babią. Mam nadzieję, że jutro - 29.01 - pojedziemy na Romankę.

























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz