-
Co czuje człowiek, który jutro poleci na koniec świata? To pytanie sobie zadaję i nie jest ono mi obce. Za każdym razem jest inaczej, bo wiek, doświadczenie, emocje, dojrzałość. Powtarzam sobie - ciesz się tym, bo jest czym. Łatwo powiedzieć. Dylematów nie brakuje mi dziś. Co będzie w Melbourne? Czy zdążymy się przesiąść, jakie będą loty, co będzie się działo w kraju? Można by mnożyć. Staram się myśleć pozytywnie. Może tak ma być, że ta krótka przesiadka w Melbourne jest po to, by myśli uciekały w takie drobiazgi, a nie w rozważania o turbulencjach i co będzie gdyby. Dziś słabo spałem, w pracy domknięte tematy, dużo życzliwości i miłych chwil. Jutro z tej perspektywy cel swój osiągnę, zapnę pasy w samolocie, że zrobiłem sporo w zakresie moich zadań. No, ale dość o robocie.
Jest 20.40, leżę w swoim pokoju i rozmyślam. Check in się nie udaje, bo nie mam miejsc na lot z Melbourne do Hobart, ostatnie rzeczy popakowane, jeszcze sprzątamy tu i ówdzie. Za chwilę zrobimy sobie kawę, może zerkniemy na Ligę Mistrzów i pójdziemy spać. Będzie cudnie, w to wierzę. Czekaliśmy ponad rok na urlop. Albania jakby była wczoraj. Cudnie było. To i Tasmania będzie cudna. Tego się trzymam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz