rok temu na rowerze
przejeżdżaliśmy przez Tuły, wtedy przyszedł mi do głowy pomysł - a jakby tu przyjechać zimą? pomysł wylądował w poczekalni, później w planach na zimę... tylko śniegu brak. Istotnie myślałem, by przyjechać do tych okolic, jak będzie biało. Guzik. Jest prawie wiosna, a zawitaliśmy tam w minioną niedzielę. Ale było cudnie! Od zawsze Opolskie mnie fascynuje, pewnie swoją innością od Górnego Śląska, porządkiem (a jakże, ordnung!), prostotą i zakamarkami, które chętnie odkrywam. Tym razem wziąłem już ze sobą swój nowy aparat. Lecz nie miałem jeszcze wtedy natywnego obiektywu. Wpadłem na pomysł, że wpierw sprawdzę obiektywy Pentaxa na nowym body, a to mi powie jakich ogniskowych szukam. Wziąłem moje 28 i 50mm, mają z półwieku, ale za to w stanie mint i to, co się później działo, to poezja fotografii. Zakochałem się w niej na nowo. Jednak po kolei. Co na wypadzie? Wpierw Kamień Śląski - park i sanktuarium św. Jacka. Co za klimat, słońce, otoczenie. Jest cudownie! choć wieje niesamowicie, to pozytywne feng shui czuć z daleka, że wjeżdża się w inną krainę. Ekscytacja kryła się za rogiem, bowiem pojechaliśmy na pole golfowe Karolinka. Proszę bardzo! niczym w Kalifornii. Perfekcyjnie przygotowana trawa (a jest luty), sosny wzdłuż dołków, driving range, putting range, nic tylko przyjeżdżać i grać. Jest także świetnie zlokalizowana restauracja w domku z widokiem na dołek. Pięknie. Pojechaliśmy później do Ozimka, gdzie znajduje się wiszący most z początków XIX wieku. Następnie przyszedł czas na wydmy. Tak tak, są wydmy w Opolskim. Tuż za wioską Jełowa, za torami. Widać, że podbierają tam piasek ciężkim sprzętem, niemniej miejsce jest ciekawe. Tam właśnie nauczyłem się jak w nowym body mam podgląd i zoom ostrości w nowym body. I to mi dopiero otworzyło oczy. Czas na Tuły. Ładny kościół, który nieco przypomina fragmentami Sagradę w Barcelonie. A tuż obok ruiny pałacu. Olbrzymia posiadłość, na którą można wejść i rozejrzeć się. Czas coś zjeść? No jasne. Nie byłbym sobą, gdybym nie miał zapisane gdzie jemy obiad i co. Dzwonię zarezerwować stolik... nie ma szans. Za 2 godziny może. 2 godziny? nie będę tyle czekał. Szukam w google innej restauracji, która spełniła by nasze gusta. Mam! Dzwonię. Nie ma szans. Wszystko zajęte. Zdębiałem. Pani mi wytłumaczyła, że jest dzień przed walentynkami i ludzie cisną do restauracji. Z tym, że jakbym chciał zarezerwować stolik na kolejna niedzielę, to muszę się śpieszyć, bo zostały ostatnie miejsca. Co tu się dzieje? Na ratunek, jak wiele razy, przychodzi Toszek i moja ulubiona restauracja na rynku. Swoją drogą będąc w Kamieniu Śląskim wykrakaliśmy ów Toszek, nawet na bookingu zarezerwowałem nocleg tam na cieplejszy weekend.
Świetny wypad, cudowne zdjęcia i zachwyt na nowo forografią. Natywny obiektyw już mam i mam nadzieję, że jutro już go przetestuję w plenerze. Choć jest coś magicznego w manualnych szkłach, gdzie mam kontrolę nad każdym aspektem fotografii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz