To już ósmy raz będę w Pradze. Niezwykłe. Pobudka o 5.30, wieje mocno. Śniadanie, na dworze już świta i godzinę później jedziemy już do Pragi. Winieta na autostradę i bilet do metra kupione online. Plan jest taki - parkujemy przy ostatnim przystanku metra, przesiadamy się ma metro właśnie i jedziemy do miasta. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Niedziela, pusta droga. Jadąc słuchamy wywiadu z fotografem Tomaszem Tomaszewskim, polskim fotografem. Niesamowite, jak prawdziwe są jego słowa. Dojeżdżamy do Pragi.
Parking, który upatrzyłem jest nieczynny. Ogromny piętrowy parking na setki samochodów. W Cerny Most jest centrum przesiadkowe, na które prowadzą znaki z autostrady. Miły pan w sklepie poradził nam, gdzie możemy zaparkować samochód. Metro. Co za uczucie. Po raz ostatni jechałem nim 10 lat temu! Jakby to było w wczoraj. Gdyby nie blog, o wielu detalach moich wyjazdów tutaj bym nie pamiętał. 10 lat. Ile się zmieniło, jak zmienił się świat? Nie było wtedy smartfonów… w moim świecie dominował Symbian. Wysiadamy na stacji Mustek… wychodzę z przystanku i pierwsze spojrzenie na praską ulicę. Poznaję! Czy nie powinien być salon Baty za rogiem? - mówię. No i mam rację. Obok wystawia rzeźb metalowych, robi wrażenie. Idziemy na kawę. Kawiarnie na dziś mamy upatrzone, poza miejscem, gdzie zjemy obiad. W kawiarni pierwszy szok. Wchodzi dziewczyna i pokazuje pani za ladą paszport covidowy. Hmm… w drugiej kawiarni zapytano nas, czy mamy paszport, na wypadek kontroli. W miejscu, gdzie jemy obiad kelnerzy proszą o okazanie potwierdzenia szczepienia zanim podadzą menu. A w Polsce? Szkoda słów. Po kawie idziemy na wyspę Střelecký ostrov. Klimatyczne miejsce. Jakaś kobieta karmi ptaki, wspaniały widok na most Karola. Wszędzie pusto, bardzo przyjemnie chodzi się po mieście. Idziemy przez dzielnicę Mala Strana w stronę sanktuarium Loreta. Nigdy tam nie byłem, ogrom robi wrażenie. Ogród, budynki, zdjęcia ze skarbca… bogato. Tu ludzi przybywa. Hradczany, serce Pragi. Trafia się zmiana warty, więc znikamy. Tuż obok wartowników roztacza się wspaniały widok na Petrin i całą Pragę. Uliczkami idziemy do kolejnego nieznanego mi miejsca, ukryty park, lecz nie perełka - Vojanove Sady. Można tam zobaczyć pawie hasające po parku. Jest tam niemal pusto. Rzecz niesłychana. Później już tylko tłumy. Mur Johna Lennona, ciekawe miejsce. Most Karola, wreszcie. Po dekadzie. Jakby to było wczoraj. Chodzimy w okolicach rynku, koniecznie jesteśmy na Paryskiej. Kolejka przed Louis Vuittonem. Chcą sobie zrobić fotki na fejsa czy faktycznie coś kupić? Znamienna minimalistyczna witryna Rolexa. Po jednym zegarku na olbrzymiej szybie i szczelnie zakryte wnętrza. Jak chcesz kupić to wchodzisz i rozmawiamy - tak wydaje się brzmieć dewiza. W okolicach paryskiej idziemy na kawę, korygujemy plan i idziemy w stronę Florenc. Czuję się już dość zmęczony. Na szczęście w tych okolicach nie ma tylu ludzi, można rozejrzeć się za kadrami. Dźwięczą mi w głowie słowa Tomaszewskiego z rana, że wszystko już widzieliśmy, zdjęć w internecie jest całe mnóstwo, zaś fotografii, które zmuszają do myślenia jest niezmiernie mało. Toteż staram się szukać nietuzinkowych kadrów. Czy się udaje? Staram się. Nie chcę robić zdjęć oklepanych miejsc, bo to już jest znane. Na placu Republiki znajdujemy restaurację, dają takie porcje mięsa, których nie da się zjeść. W Czechach nigdy źle nie zjadłem. Swoją drogą Cafe de Paris kusi, jednak trzeciej kawy dziś nie zmieszczę. Pora kończyć ósmy pobyt w Pradze. Stanąłem na brzegu schodów prowadzących do metra na placu Republiki. Było już ciemno, wiał ciepły wiatr, ludzie leniwie przesuwali się z miejsca na miejsce. Galeria handlowa przybrana świątecznie, westchnąłem…Chciałbym tu jeszcze wrócić. Oby mi się jeszcze udało.
















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz