Zaczynam mój reportaż... jak długo na to czekałem. Choć to tylko Albania, to czuję ekscytację, namiastka życia lotniskowego, podróż, lot, przygody... Pakujemy się od poniedziałku, w środę wieczorem jesteśmy gotowi. W czwartek, czyli dziś (kiedy to pisałem), jeszcze pracujemy. Laptopa z uśmiechem na ustach klapuję parę minut po 15-tej. Pani przyjeżdża 40 minut później. Jemy, zmywamy, odświeżenie, ostatnie sprawdzenie i wychodzimy. Pożegnanie z naszym domem, Uber, autokar, pożegnanie z Rodzicami jak zawsze smutne, jedziemy do Krakowa. Póki co wszystko idzie płynnie, ludzie dookoła nas mili. Pan z autokaru jaki uprzejmy.
Wylot mamy jutro w południe, bezpośrednio do Tirany, ale świadomie wyciskamy z urlopu każdą minutę, jak cytrynę. Stąd pomysł, aby znowu zawitać do Krakowa, pochodzić po mieście, zrobić zdjęcia i KawaLerka, nasza kawiarnia w tym mieście. Aby być dłużej w podróży. Taką powtarzalność, to ja lubię.
Co nas czeka? Jaka pogoda, jacy ludzie, jakie warunki w górach? No właśnie, uroki bycia w podróży, coś wspaniałego. Mentalnie lecę do siebie na drugi koniec świata, a tu tylko 1,5 godziny lotu. Jednak ja już jestem w podróży, niech to trwa, bo uwielbiam ten stan. Jak wygląda lot w pandemii? To kolejne pytanie, na które poznam niebawem odpowiedź.
Hotel mamy tuż przy rynku, miła obsługa, wczekowanie, odświeżenie i na miasto. KawaLerka, nasza kawiarnia. Jakie tłumy? Nie widziałem takich od dwóch lat. Mimo godziny 19-tej, na ulicach panuje spory ruch. Auta, rowery, hulajnogi... to ja się wyciszyłem przez pandemię i zaczyna mi ruch uliczny przeszkadzać. Kawiarnia trzyma poziom, pusto, pijemy kawę, patrzymy na notatki i plan na najbliższe dni w Albanii. Później idziemy ulicami Krakowa, tuż obok Cytat Cafe, żydowskie restauracje... jest klimat. Docieramy do rynku. Pierwszy raz jestem o tej porze na rynku. Tłumów nie ma, ale w okolicznych restauracjach przesiadują ludzie. Robię zdjęcia oświetlonych budynków. Jest fajnie. Pani wpadła na pomysł, by tu przyjechać po prostu wieczorem, odjechać ostatnim busem. Tak pochodzić. W hotelu padamy. Oglądamy ostatni turniej golfa, a w telewizji nasi grają z - nomen omen - Albanią. Wynik na razie 1-1, bojkotuję, nie oglądam, wolę golf. Pierwszy dzień podróży za nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz