ten Trzyniec nie był taki zły. Warunki słabe, ale w nocy cisza i można było się zregenerować. Zegarek mi pokazywał, że dopiero kolejny trening po południu, a my znowu ciśniemy. Podjechaliśmy do Smilovic. Znamy tę wioskę z widzenia, przejeżdżaliśmy tu kilka lat temu. Później Komorni Lhotka, jak jest kolibka, to wiadomo - stajemy. Upał, trzeba się nawadniać. Prawdziwe problemy, czyli podjazd, zaczyna się w Moravce, zjeżdżamy w boczną drogę i zakrętami podjeżdżamy starym asfaltem. Nogi bolą, ale kręcą. Beskid jest urokliwy, daje cień i ciszę. Końcówkę pod Prislop robimy już schodząc z rowerów i je pchając. To żółty szlak, na którym pojawiają się ludzie i sporo kamieni. Nie damy rady wjechać. Jest przełęcz. Uff... gorąc i zmęczenie. Jest jednak spora dawka satysfakcji, że drugi dzień z rzędu wyciskamy z siebie siódme poty. Przed nami schroniska Ropicka, gdzie mały tłumik. Oczywiście - tankujemy. Pani za ladą prosi o 27 koron, dokładnie tyle miałem w plecaku monet. Nie ma przypadku, wszystko nam się układa. Później zjazd, stromy. Na jednym z zakrętów 90 stopni jest kaskada, idealna rzecz na taki upał. Na mapie widać strumyk odchodząc z tego zakrętu - to tam. Zimna czysta woda, tego nam trzeba. Pojawia się cywilizacja i klasyczne pytanie - gdzie jemy. Mamy swój plan, ale czemu nie skorzystać z okazji w kolibce? W miasteczku Reka jemy świetny obiad. Czy ja w Czechach źle zjadłem? nigdy. W tej samej wiosce spostrzegamy ciekawą rzecz - budka telefoniczna przerobiona na miejsce z książkami. Ciekawe. Nieco wyżej widzieliśmy drewnianą budkę także z książkami, gdzie napis zachęcał, by wziąć sobie to, co kto chce. Ciekawa sprawa w takim miejscu. Ktoś tam jeszcze czyta książki? a jednak coś jest na rzeczy. Do auta docieramy po 5 godzinach, zmęczeni, ale niezwykle usatysfakcjonowani weekendem.
Od tamtego czasu minęło już 2 tygodnie, sporo pracy i zmęczenia. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Już za chwil parę kolejna nasza ekspedycja, tym razem Albania. Bliżej, choć dalej. Ta mniej znana, albo nieznana? Tam gdzie nikt nie zagląda... Będziemy ponownie w terenie, z aparatem, cieszyć się długim, ale jakże wyczekiwanym i upragnionym wyjazdem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz