Wigilia Wigilii. Dziś miałem świetny plan, Pani jedzie do biura, zabiera mnie rano, podchodzę na dworzec i pociągami dojeżdżam do Bytomia Karb. Dlaczego tam? no bo Karb brzmi jak Karp, czyli świątecznie. Tak mi się ubzdurało. Po prostu potrzebuję wyjść z aparatem, który naprawiony i umyty przyjechał z portugalskiego serwisu. Już byłem ubrany już w drzwiach, 7 rano, wyjrzałem przez okno... leje. Nic, czekam. Pomachałem Pani, rozebrałem się, położyłem i usnąłem. Wstałem przed 9, jak dobrze się spało. Patrzę, leje. Kładę się więc w moim pokoju, tablet do ręki i czytam książki, przeglądam to i owo. Zaparzyłem sobie zieloną herbatę, którą dostałem - uwaga - kilka lat temu od Rodziców z Maroka. Smakuje. O 12 wyjrzałem przez okno - nie pada! Dobra, jadę! Szybko coś zjadłem, telefon do Pani, a ta mówi, że może wcześniej dziś wyjdzie. Hmmm... no dobra, to gdzie jechać? Poszedłem na dworzec, tam wymyśliłem sobie, że pojadę do Katowic i pójdę na Załęże. Wsiadłem więc w pociąg i w Katowicach poszedłem w kierunku zachodnim. Aparat na szyję i ruszam przed siebie. Pogoda pod psem, szaro buro i ponuro. Nie ma klimatu świątecznego, przy sklepach rybnych i piekarniach kolejki. Na ulicy Wolnego Pani dzwoni, że wychodzi wcześniej. Zatem trzeba się ewakuować. Tak minęło mi południe.
Z 23. grudnia związane są dwie tradycje - Tata rano poszedł po chałki, jak co roku. A my wieczorem, jak co roku od lat, idziemy na kawę i do mojego parku na spacer. Tak na przekór, gdy ludzie gotują, biegają po sklepach - u nas triumfuje plan, który daje nam czas wieczorem przed Wigilią na spacer i kawę. Tak też się stało i dziś. W południe przeszedłem 7,5km, teraz wieczorem - kolejne 5. Całkiem nieźle. Co ze zdjęciami z Załęża? Mam, są, ale celowo ich nie wywoływałem, tę przyjemność zostawiam na jutro. Dlaczego? o tym napiszę jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz