już ponad miesiąć minął od tamtego dnia, aja wciąż go dobrze pamietam. Rano kiepskie śniadanie w Brnie, inaczej patrzę na ludzi, którzy się zbliżają, to przez zarazę, a oni pewnie niewinni. Z hotelu jedziemy do Bučovice, aby zobaczyć tamtejszy zamek. Brama zamknięta, ale wchodzimy głównym wejściem. Ładny dziedziniec i ogród. Pusto. Stamtąd udajemy się do wioski Koryčany, również zamek. Z tego także słyną Morawy. Niezwykly klimat. Parkujemy na ryneczku i idziemy pod zamek. Jest wspaniała pogoda, mokra trawa, że ściągam keeny i łażę na bosaka. Przypomina mi się epizod z "Czterdziestolatka", gdy ten skakał po lesie na bosaka, a później był chory. Co za zbieżność. Ładne miejsce na spacer i dłuższe zatrzymanie się. Schodząc widzimy, jak policja czeka staje przy naszym aucie i coś tam spisuje. A niech piszą, skoro nie mają co robić. Szybko skanuje sieć, czy nie wprowadzili jakichś obostrzeń, nic takie nie widzę. Dziś minął miesiąc i nic nie przyszło. Może im się nasza rejestracja spodobała? Kolejnym punktem na naszej mapie są Mořice, idziemy na short walk. Upał. Jednak robimy wszystko, by rozciągnąć maksymalnie tę niedzielę i wycisnąć z niej jak najwięcej. Wtedy żyłem nadzieją, że wrócimy na Morawy jeszcze tej jesieni. Dziś już wiem, że znikome sa na to szanse, ale o tym później. Co dalej? Czas na obiad. Ale gdzie? No jasne, mamy to już zaplanowane. Będzie mi ciężko będąc na Morawach nie zjeść w Prostějovie na rynku. Co za restauracja, a nawet browar. Odkrycie zeszłego roku i tak już zostało. Tutaj kończy się nasza przygoda z Austrią i Morawami. Było pięknie. Nie przypuszczałem, że takie wspomnienia i przeżycia doznamy. Krótki, wspaniały urlop, aż zacząłem się zastanawiać, czy warto było jechać w Polskę w tym roku.
.
Minął miesiąc od tamtych dni, nigdzie nie pojechaliśmy, niewiele zdjęć zrobionych. Albo deszcz, albo prace przydomowe. Epidemia się rozwija, Malta, na którą mieliśmy jechać w listopadzie, oddala się z prędkością światła. Czytam, że trzeba tam wszędzie nosić maseczki. Jaka to frajda? Żadna. Nie odpocznę myśląc, że mogę z wyspy się nie wydostać w prosty sposób. Wolę las i góry. Na prowadzenie wychodzą Izery, w które wybieramy się od paru lat i dopiero pandemia nas zmusi, by tam zawitać. Zdrowie dopisuje, choć każdy ból głowy każe zastanowić się, czy to aby nie to ustrojstwo. Pracuję w domu, już od tygodnia, ambitny plan sobie wymyśliłem, z czego jestem dumny. Poukładałem sobie tak świat, aby nie zwariować od siedzenia w domu. Na razie wszystko działa, wychodzę codziennie. Od 3 dni Pani z przeziębieniem mi towarzyszy w domu. Jest raźniej. Oby tak dalej i do przodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz