pokręcony ten rok jest. Wirus, teraz susza, której nie widać, a powoli zamienia się w opady. Wspaniałą niedzielę mieliśmy ostatnio. Pojechaliśmy z rowerami do Krupskiego Młyna. Poznałem to miasteczko kilka lat temu, jak pojechaliśmy na kajaki na Małą Panew. Zaparkowaliśmy przed miastem, na leśnym parkingu. Plan ambitny, ponad 100km. Pogoda ma się utrzymać. Najpierw na północ lasami. Tuż za miastem - bunkry. Widać, że jakaś ekipa zrobiła sobie tu niezły poligon, pasuje mi na paintball. Omijamy Lubliniec chcąc uniknąć dużych miast. Mijamy fantastyczne miejsce zwane Dziewcza Góra, mikro osada w lesie. Takie perełki uwielbiam. Szczęśliwi ludzie, którzy tam mieszkają. Chociaż... to się tak wydaje. Jak jest u kogoś, a praca, a zima, a dojazdy... można by wymieniać. Ja lubię to, gdzie mieszkamy. Jednak warto znać takie miejsca. Po drugiej stronie 11-tki jest więcej ludzi, dojeżdżamy do miejsca zwanego Nowa Brzoza i stawów. Ładne! Ląduje na poczekalni na zimę. I teraz... zaczyna się. Absolutnie najdzikszy teren, w jakim byłem w woj. Śląskim. Znajduje się on na wąskiej przecince między Pawełkami a Zborowskim. Wiele zwierzyny i śladów po nich, otoczenie, gęsty las, stanowiący dla niej dobrą kryjówkę. Polecam! Jestem zachwycony. Dzieje się. Wyjeżdżamy z tej dziczyzny na wąską asfaltową drogę, otacza nas las, w oddali - niczym światełko - pojawia się widok na pole. Na razie małe, z wolna się powiększa... ale to światełko zamienia barwę z nijako-jasnego na niebieskie, później granatowe... Tak, to zbliżający się mordor, ciężkie ciemne chmury. Stoimy na polu, decyzja może być tylko jedna - zawracamy. Planowaliśmy Olesno, ale nie ma szans. Auto daleko. Jedziemy na południe, mijając Staw Wyrwidąb i otoczenie - na listę na zimę. Przed Glinicą nas dopadło, jak na złość, ani jednej wiaty. Stajemy pod stodołą, przy drodze, czekając na to, by deszcz ustał. Ustał po pół godzinie. W drogę. W Krupskim Młynie już jest ładnie i jeszcze pusto. Jest 16-ta. To oznacza, że nie tylko zjemy w Toszku! ale też będzie czas na Kafo. Przy aucie czeka nas niespodzianka - ktoś majstrował przy bagażniku na rowery, na dachu auta. Jakbym takiego spotkał... pierwszy raz zdarza nam się, że ktoś coś nam chciał ukraść. Nie udało mu się na szczęście...
.
Ten weekend deszczowy, dziś sobota-robota. Kwiatki na balkon, zieleń, rower do serwisu. Praca z domu spowszedniała, zadbałem o siebie i czuję się już dużo lepiej, a robię duże i fajne rzeczy. W przyszłym tygodniu spodziewam się nowych zabawek - dyfuzora, pierścieni pośrednich i perełki, którą w końcu sobie kupiłem, a jest na wyciągnięcie ręki - Pentax 50mm 1.7. Brzytwa mówią. Będzie do wielu body na różne eksperymenty. Będzie się działo. Gdzie ta susza? Patrzę na prognozy pogody i zaczynam mieć obawy, że przez deszcze wiele planów legnie w gruzach. A urlop? hmmm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz