Rudy - Ujazd i inne perełki

To było 5 i 6 stycznia. Sporo czasu temu, jednak natłok obowiązków... no i ta fifa. Ech. Już nadrabiam zaległości. W góry nie pojechaliśmy obawiając się korków. Zatem objazd okolicznych wsi. Wiemy doskonale, że okolice Gliwic obfitują w fantastyczne zakamarki. A zimowe niedzielne popołudnie to idealne miejsce, by je odkrywać, kiedy ruch zanika. Zatem po kolei. Pierwsze kroki po zjechaniu z A4 oczywiście u Hanki w Sośnicowicach, a tam już rzut beretem od odkrycia z jesieni - wspaniała nowa trasa leśna w Rachowicach. Spacerkiem zajmuje godzinkę, opowiadam Pani o iPadzie, którego chcę kupić. Fajnie jest. I zimno. Nowa trasa pokazująca jak żyje las. Stamtąd jedziemy do Rudzińca, okolice pałacu, Rudy północno-wschodnie. Pusty park, ładny pałac, zbieramy mnóstwo świeżej jemioły z powalonego drzewa. Jest cudnie, słonko jeszcze przyświeca, choć coraz jest niżej. Trzeci na liście jest Zamek Biskupów Wrocławskich w Ujeździe. Wiele razy przejeżdżaliśmy przez to miasto jadąc na Górę Św. Anny, ale nigdy w okolicach Zamku. Kapitalne światło na zdjęcia... Nic dodać, nic ująć. Koniec? Jaki koniec. Chwilo trwaj! Jest wspaniale. Jedziemy do Pławniowic. Ambitnie myślimy, aby przejść całe jezioro Pławniowice. Ależ skąd. Nie ma takiej możliwości. Choć ambicje są. Innym razem. Kawałek przechodzimy myśląc co tu zjeść w Toszku. Jadąc do Toszka przegapiliśmy skrzyżowanie. Dzięki temu odnajdujemy pałac w Bycinie. W Toszku na zamek już nie idziemy, bo po co. Jem kaczkę, jak zwykle, później Kafo w Gliwicach. Co to był za dzień. Jutro, czyli 6.01 - kolejny dzień objazdowy.

Trzech Króli - staje się to niemal tradycją, że jedziemy do Częstochowy, tam kościół, później cmentarz do Wujka. Stamtąd, już po południu, objazd wsi, a jakże. Plan był, aby pojechać przez wioski, które latem objechaliśmy. Wędzina - strzał w dziesiątkę. Akurat zaczęła się zadymka. Kapitalne kadry, puste drogi, nic tylko robić zdjęcia. Jest pięknie. Krótki spacer, między stodołą a pałacem. Później, przypadkiem, po drodze - Sieraków Śląski. Tam pałac, nie za duży, nie za mały - w sam raz. Pusty, niby jakiś remont, ale jaki ładny! Po drodze idziemy na spacer po Dobrodzieniu. Na rynku coś się dzieje, ładny park. Na obiad jedziemy do Tarnowskich Gór, obok restauracji kawa na rynku. Piękne chwile. Obie te trasy można, a nawet trzeba powtarzać, co roku, zimą. Bo w cieplejsze dni szkoda czasu, a zima dodaje uroku tym miejscom - opustosza je. Przyjemniej się je podziwia. Piękne dwa dni.