w sobotę tydzień temu pojechaliśmy w Rudy Raciborskie. Pani mówi, aby pojechać w nieznane miejsca. Usuwać czarne plamy na naszych mapach. No to padło na północno-wschodni rejon lasu. I to był strzał w dziesiątkę. Słońce, złocisto dookoła. Ruszamy z parkingu w Rachowicach, mając na uwadze Sośnicowice i Hanię. Robiąc pierwsze kilometry nawijam i Fife, jak to skład zbuduję. Pani cierpliwie słucha i za to ją kocham. Pojechaliśmy do Kleszczowa, jakoś tak naiwnie myślałem, że ryneczek będzie, czy coś w ten deseń, a tu nima. Później lasami i polami do Rudzińca. To miejsce już dobrze znamy. Siadamy na ławeczce obok dworca - tam gdzie zawsze. Robimy przerwę, testuję filtr ND. Odkrywam, że jest tam pałac i park. Jedziemy! Natychmiast trafia na listę miejsc na zimę. I dobrze, lista puchnie, nie będzie nudy. Już się cieszę! Wyjeżdżamy z parku i kierujemy się na północny zachód. I to jest najpiękniejszy moment całego i tak pięknego już dnia. Skraj Rud Raciborskich, słońce w zenicie. Jest wspaniale. Chcemy dojechać do stawu Kozieławy, a tu proszę, niespodzianka. Budowa w pełni. Nie mam pojęcia co tam robią, ale stawu nima. Jest wielkie rozkopane coś. Przyjedziemy tu po zimie, zobaczymy co z tego powstanie. Objeżdżamy i powolnym tempem dojeżdżamy do auta. Ani spojrzeć, a tu 40km na liczniku. Pełen relax po trudnym tygodniu. Później Kafo, a jakże.
.
Dziś Wszystkich Świętych. Od lat drażni mnie ten dziki ludzki pęd na cmentarze i cała otoczko wokoło, a modlitwa spada na ostatni plan. Rozłożyliśmy to na 3 dni. O 9 rano byliśmy w domu, jeszcze przy śniadaniu zerkałem na golfa z Chin. Teraz już lista i pakowanie. Wieczorem muzyka ciszy. Ciekawe, przed nami niezwykły wyjazd, a myślami już w przebiśniegach i na Pogórzu Kaczawskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz