Pożegnanie z polskimi górami - Pilsko - jak dawniej
chcieliśmy bardzo powtórzyć tę trasę. Tak jak kiedyś przez NZ II, tak i teraz przed Rwandą i Ugandą. Miniony gorący słoneczny weekend. Myślałem wtedy, że to ostatni w tym roku, ale ten obecny jest równie piękny. Pojechaliśmy z samego rana do Sopotni, niesamowicie lubię tę wioskę. Na dziko pod Romankę. Odkrywamy wspaniałą polanę - Hala Łyśniewska. Dodam, że testuję nowe buty. Zdecydowałem, że nie będę eksperymentował - postawiłem na Zamberlan. Mam niskie, Pani ma niskie i wysokie, leżą. Dziś moje wysokie nieco uwierają, ale lepiej tu, niż tam. Celowo nie idziemy na Rysiankę, unikając tłumów. Siadamy, jemy śniadanie. Jak miło, kuzyn zadzwonił z życzeniami. Jeszcze milej, że wybiera się do NZ, momentalnie byłem na południowej wyspie w "moich" miejscach. Trzy Kopce - nieco tłoczniej, piechury i kolarze. Idziemy, wspominamy NZ, bo siedzi w głowie po rozmowie. Rozmarzyliśmy się. Kolejna piękna hala to Cudzichowa, pod Pilskiem. No pięknie. Jednak to nie jest nasz dzisiejszy cel, a Pilsko, a konkretnie to sam szczyt, a nie to, co wielu i mnie także wydawało się szczytem, czyli Polski wierzchołek. Jak tylko powspinałem się niebieskim, zobaczyłem - no dramat. Pielgrzymka na szczyt. Tłumy. Odechciało się. Niemniej wleźliśmy tam, wskoczyliśmy pod kosodrzewinę, bo wiało, posiedzieliśmy. Tatry widać, Babia stoi, wszystko na swoim miejscu. Wielki Chocz, charakterystyczna góra też jest. Tęskno za Słowacją już, ale żeby lepiej smakowało - przerwa. Wiosną będzie pięknie. Schodzimy na Miziową wśród ciżby ludzkiej, niektórzy ani się nie przesuną, inni wbiegają, są też pieski. Buty zaczynają obcierać, wewnętrzne części dużego palca. No cóż, nic nie poradzę. Na Miziowej robimy sobie herbatę, zjadamy, co mamy i ruszamy dalej. Jaka ulga idąc zielonym do Sopotniej. Tu już tylko jedno auto i pustki. Okolice Buczynki również zachwycają. Po 15-tej słońce jest nisko, ciepłe światło, lekki wiaterek - aż chce się rozbić namiot i zostać na noc. Końcówka jest niesamowicie miła, idziemy przecinką leśną przez las liściasty, stromo, kolorowo i uroczo. Wskakujemy do auta chcąc wyjechać przed tłumami. Jeszcze tylko kupujemy lody w lokalnym sklepiku i do domu. A tam - Nine Bridges, turniej golfowy. Pisałem, że nas wzięło na golfa. Zatem - piękna trasa, cudowny świąteczny weekend zakończony świetnym trekingiem. Jesień w tym roku jest wyjątkowa, jak cały rok.
.
Pisząc te słowa Tiger gra w Japonii. Przygotowania do urlopu na ostatniej prostej. Cała machina działa, doświadczenie procentuje. Radość i ciekawość świata rośnie. Znów być w podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz