Morawy - rozpoznanie terenu - dzień 1

w tym roku zdecydowaliśmy się, na Morawy, zamiast Gór Złotych, które zdecydowanie o tej porze są złote. Morawy, jako potencjalne miejsce na wypad "przebiśniegowy", czyli gdzieś tak w okolicach marca już no i wypady rowerowe. Bo jeździć jest gdzie. W sieci mnóstwo jest zdjęć podobnych do Toskanii, więc postanowiliśmy pojechać i my poszukać tych magicznych miejsc. Dojazd jest wyśmienity, nic, tylko kupić winietkę na autostradę i jechać. W małym researchu odkryłem, że jest taki magiczny trójkąt: Žarošice, Čejč, Kyjov. Zacżeliśmy od północy, czyli Žarošice. Pierwszy spacer, trawa mokra, 3 obiektywy. Ogromne pofałdowane pola. Coś gdzieś strzela w oddali. Wydaje się, że to automat odstraszający ptaki lub inne drapieżniki. Chodzimy, rozprawiamy o naszym wyjeździe do Rwandy. Ja z obiektywem poszukuję ładnych kadrów. Początkowo jest mgła, która nieco przeszkadza, ale z każdą godziną się rozpogadza. Nastawiliśmy się na krótkie częste spacery w różnych częściach tej krainy. Mnóstwo winnic, co oznacza, że pogoda jest tu raczej ciepła. Ciekawe, bo jesteśmy na wysokości Ziliny, a tam zima trzyma. Ale - tak sobie to rozumuję - są tam góry, który zatrzymują ciepłe powietrze z południa, które wpada na Morawy. Czyż nie? Ma sens. Największe wrażenie na nas robi drugi spacer, przypadkowo zobaczony teren, postanawiamy wjechać na szutrową drogę i iść przed siebie. Odkrywanie nieznanego. Zza drzew wyłania nam się kosmiczny krajobraz - zaorane pola, jeszcze zielone drzewa, pagórkowaty teren - cudownie! Same ach i och. Jest zając. Je coś sobie, tak zajęty tą czynnością, że nie dostrzega mnie skradającego się po cichu. Dzięki czemu udało mi się zrobić dobre zdjęcia. Jeżdżąc po wioskach trafiamy na tor motocrossowy. Obiad - zgodnie z planem - jemy w Napajedla. Co to było za danie! Wołowina, naprawdę wyśmienita. Mieszkamy wioskę w dalej w hotelu. Wypas! Odkrywam czeskie radio jazzowe - . Dobrze gra! Wieczorem podjeżdżamy do starego kościółka w Tečovice. Moc wrażeń. Piękne miejsce na wypoczynek.