Jedziemy do Brna. Autostrady są dobre, ale w Polsce mam wrażenie mają nieco lepszy stan nawierzchni. Pada deszcz, dookoła mgliste widoki, nic, tylko stanąć na autostradzie i cykać zdjęcia, gdyby tak można było. Hotel, wczekowanie, godzina 12 - idziemy na miasto. Plan oczywiście mamy rozpisany. Zaczynamy od Parku Lužánky, pusty, mokry. Później jest tylko ciekawiej - kościół Św. Tomasza, po nim kościół Św. Jakuba i kostnica z bardzo ciekawą historią. Kości na wyciągnięcie ręki liczące ponad 200 lat. Szybko robi się ciemno. Idziemy w stronę rynku. Po drodze wstępujemy na wystawę fotografii NG z Afryki. Mnóstwo zdjęć z Botswany. Dziwisz się? Piękny to kraj. Mijamy rynek i dochodzimy do clue wieczoru - aż dziw bierze, że wtedy usnąłem - krypty Kapucynów. Naturalnie zmumifikowane zwłoki z 18-ego wieku. Robią wrażenie. Zmieniam obiektyw, wariat jakiś?!, robię zdjęcia, po czym naprawdę mam dość widoku szkieletów. Mocny widok. Ich skromność i prostota życia jest wręcz uderzająca. To trzeba zobaczyć.
Kości koścmi, a człowiek robi się głodny. Nie ma to jak coś zjeść po takich widokach. Idziemy jakieś 20 minut (znowu, trzymamy się planu) do restauracji PIVOVARSKÁ STAROBRNO. Upatrzonej dawno temu w domu. Ribsy! Jestem fanem od Minnesoty i RPA. Jakie są w Czechach? Świetne! Okazało się, że to "filet", niemal bez kości, pół kilograma żeberek, palce lizać. W Czechach można naprawdę dobrze zjeść. Wracamy na rynek, a dokładnie na kawę. Znaleźliśmy ciekawą małą kawiarenkę Monogram Espresso Bar. Ziarna dobre, ale kawa... oj kiepska i mała. Cóż. Zapada zmrok. Chodzimy po rynku, w pewnym momencie zauważam grupkę czterech mężczyzn stojących obok mnie i szczególnie jednego z nich, który gdy się obróciłem, nagle gwałtownie zawrócił. Hmmm... przypadek? Nagle dziwnym ruchem oddalili się od nas. My spokojnie odeszliśmy, by za kilka minut znowu - w tak dużym i zatłoczonym jakby nie było mieście - znowu się z nimi spotkać. Ja z aparatem i teleobiektywem na szyi. Pani nerwowo podpowiada - "schowaj aparat, no mówię Ci, schowaj aparat". Nie posłuchałem, zgubiliśmy ekipę. Kilka ulica dalej znajdujemy księgarnię - oj, brakuje mi wizyt w Empiku - Knihkupectví Kanzelsberger a.s. Zajmuje 3 kondygnacje! Jak można się domyślić, szukałem półki z przewodnikami. Aczkowliek albumy z fotografią również były wspaniałe. Zmęczenie nas dopadło, idziemy do hotelu, tak, by dość bezpiecznie. Ale to jest naprawdę spokojne i bezpieczne miasto, wiadomo, wszędzie można oberwać, ale podstawowe środki ostrożności wystarczą. Jak spałem po obejrzeniu tylu kości? Padłem ze zmęczenia.
Zdjęcia i mapkę zacznijmy od Kromieryża...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz