To był najtrudniejszy tydzień w mojej karierze, czekanie niczym na wyrok, jakby cały świat sprzysięgł się przeciw mnie. Kilka nieprzespanych nocy, strach, obawa, bezradność, po prostu bezradność. Kocioł w głowie, co robić, rezygnować, ciągnąć to dalej, udawać, męczyć się, albo podjąć wyzwanie? Jedźmy w góry. Jest sobota, trzeba odetchnąć. Tatry tym razem nie, bo nie tylko pogoda kapryśna w niedziele (a nie opłaca nam się jechać tak daleko na jeden dzień w górach), ale także już dawno ustalone spotkanie rodzinne. Zatem? Będzie upał. Postanowiliśmy przejść długą trasę ze Zwardonia na Wielką Raczę i z powrotem. Szliśmy nią ponad 10 lat temu. Pojechaliśmy w stronę Zwardonia już w piątek wieczorem, najpierw do domu po robocie, odświeżyć, umyć, spakować, zaklepać nocleg. Śpimy w Kamesznicy, agroturystyka, do której docieramy po 21. Pokój na poddaszu, na szczęście z oknem w dachu, przez które wpadły tony chłodnego nocnego powietrza. Śpimy jak susły, pobudka o 6, wyjazd po 7 i ruszamy na trasę. Oj będzie ciężko, a w głowie się kotłuje... To będzie Golgota. I była. Żar z nieba, Pani za mną, a ja pogrążony we myślach, starający się trzeźwo ocenić całą sytuację, w której się znalazłem. Trasa inna niż wszystkie. Zdjęcia bardziej "sprawozdawcze" co było po drodze, niż jakieś wyszukane kadry. Nie mam do tego głowy. Bardzo trudne podejście na Kikulę. Podczas podejścia przychodzą do głowy pomysły... coaching, prawdziwy auto coaching - zadaję sobie pytania - co chcę, na czym mi zależy, jak mogę się zmienić, staję z boku całej sytuacji i pytam siebie kto może mi pomóc, bez agresji, bez gniewu na tego czy tamtego, bo to nic nie da. Co ja mogę zmienić... Siadamy na Kikuli, troszkę cienia, zaczynam Pani opowiadać moje pomysły, dyskutujemy, co strasznie pomaga. Trasa inna niż wszystkie. Nowe pomysły na moją zmianę pojawiają się w mojej głowie na 20 minut przed Wielką Raczą, jak już idziemy wzdłuż kabli. Przypomina mi się budzik, który zadzwonił w piątek rano, ustawiłem "Let it be" Beatlesów... o ironio... przecież tam wyśpiewane jest całe rozwiązanie problemu. Schronisko, niezły tłumik. Bierzemy pomidorową i herbatę. Ta druga smakuje wybornie, zaś zupa... dawno takiej lury nie jadłem. Siedzimy, odpoczywamy. Nawet nie wiem jak te 13km minęły w tym żarze na dworze. Spotkaliśmy może 4 osoby na trasie, a w mojej głowie przekopałem całą firmę, dziesiątki osób i zacząłem sobie układać sprawy w myślach. Weszliśmy na platformę widokową, wideotelefon do rodziców, dużo śmiechu, piękny widok - och moje Tatry! Kiedy tam pojedziemy! Jeszcze nie byłem w tym roku. A może tak ma być?
Tu zaszła zmiana.
Moment przełomowy w tym niesamowitym dniu. O ile wchodziłem na Raczę głównie w milczeniu, zejście, czyli kolejne 4-5 godzin, spędziłem na rozmowie, z Panią, moim coachem. Mimo że nie przeszła szkolenia, nie ma na to papierów, obdarza mnie miłością i empatią pomocną bardzo. Opowiadam o moim planie, na dzisiejsze po południe, do kogo napiszę, w czym ten ktoś może mi pomóc, opowiadam o kolejnych krokach, które chcę podjąć już w poniedziałek zaraz po przekroczeniu progu biura... Niesamowite jest to, że wypływa ze mnie tyle pozytywnej energii, a przecież czuję tyle złości. Rozmawiamy przez 3-4 godziny, jedno pytanie, a pomysły rodzą się w mojej głowie, nie myślę o negatywnych konsekwencjach, ustalam plan, co JA zrobię dla innych i firmy, ustalam sobie pewne wskaźniki, które mają mi zasygnalizować kolejne kroki, co jestem w stanie zaakceptować, co nie, ustalam kolejne kroki, postanowienia. Nie, to nie udar, to przemiana. To dostrzeżenie, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że są w życiu rzeczy ważne i najważniejsze, to wzbudzenie w sobie olbrzymiej pokory i wewnętrznej motywacji do podjęcia działań, niezależnie od tego, że zostanę słusznie, czy nie słusznie oceniony. Dochodzimy do auta, minęło 8 godzin trasy... jestem innym człowiekiem, kipię energią, chce mi się, mimo że perspektywa zbliżającego się tygodnia jest fatalna, to ja tryskam energią i jestem pozytywnie nastawiony do świata i życia. Trasa inna niż wszystkie... doświadczyłem coachingu, auto coachingu i łaski Bożej. Niesamowita przemiana. Dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz