Dzień wcześniej (2.05) mecz (Real-Atletico) był słaby, ja również, pogoda w kratkę, w sumie można by było gdzieś wyskoczyć, ale organizm domaga się przerwy. Po porannej mszy - śniadanie, wyjazd do Iwonicza Zdroju - spacer. W Iwoniczu niewiele się zmienia, szukamy jakiejś kawiarni, dziś święto, zatem mogą być zamknięte. Wchodzimy do pierwszej, pada moje kluczowe pytanie, po którym wiem, czy pytać dalej, czy wyjść, a może uciekać - "jaką kawę podajecie ?". Pan za ladą stwierdził dumnie "dziś w młynku mam Etiopię". Zabrzmiało, jak od starego baristy. No dobra, zdał egzamin. W drugiej kawiarni pan na mnie spojrzał i udzielił zabawnej i chybionej odpowiedzi - "proszę, tam jest menu - wskazując ręką na kartę. Jest mocna..., po turecku, z mlekiem...". Aha, jasne. Spadamy. Ta "etiopia" to lipa była, jeszcze trzeba umieć parzyć. No ale nic, posiedzieliśmy chwilkę.
Obadałem, że w Jaśliskach jest mecz o mistrzostwo klasy A, zatem jedziemy. Podchodzimy pod stadion, chcę płacić za bilet, a pan przy stoliku mówi " proszę, goście nie płacą". !!!! no wiecie co ? niesamowite. Loża dla vip`ów, zresztą innej nie ma, wszystkie miejsca siedzące i pod dachem. Istna szmacianka, ale gardło można było powydzierać i dużo frajdy przy marnej klasie futbolu. Bawi się wioska. A co im tu zostało ? Stadion - naprawdę szacun. Ludzie potrafią tu szanować i mieć miejsca zadbane - kościół, szkoła, stadion - naprawdę niejedna miejscowość mogłaby się uczyć. Przegraliśmy 0-1, ale wspomnienia i zdjęcia pozostaną. Później "short walk" w kierunku Polan Surowicznych i kolejny mecz wieczorem. Tak minął dzień. Dobry dzień.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz