Ostatni pełny dzień w Białowieży (17.09.2016), jutro długi powrót do domu, a w poniedziałek... No cóż, wszystko ma swój koniec. Ostatnia rzecz, która pozostała nam w planie, to Zbiornik Siemianówka. Pojechaliśmy z rowerami do Olchówki, parking, rowerami najpierw na wschód i północ. Ładne lasy, pusto. A w Białowieży tłumy, ludzie z Mazowsza ściągają na weekend. Więc my w przeciwną stronę. Jadąc w te rejony warto zobaczyć "zakochane drzewa", czyli sosnę i dąb przytulone do siebie. Zbiornik Siemianówka nas zawiódł, pierwszy rzut oka na niego mamy z wieży widokowej w Siemieniakowszczyźnie, malutkiej osadki o najdłuższej chyba nazwie, jaką widziałem. Zbiornik w tej części nie ma wody, więcej można zobaczyć w okolicach torów kolejowych, które prowadzą z Białorusi. Jeździmy po wioskach, robiąc zdjęcia tu i ówdzie. Smutno, nie lubię pożegnań, szczególnie z miejscami, które naprawdę zapadną głęboko gdzieś tam. A tak tu jest.
To był genialny reset. Prawie zapomniałem jak się nazywam. Przez większość pobytu na Podlasiu udało mi się odciąć od mediów, onetów i tych innych twitterów. Dziękuję mojemu rowerowi, że mnie nie zawiódł przez te wszystkie trasy i przede wszystkim mojej Pani, która dzielniej niż ja znosiła trudy tych wszystkich wypraw. Znów zwiedziliśmy kawałek świata, tego bliskiego - polskiego, ale nam całkowicie nieznanego. Podlasie to magiczna kraina, skutecznie odcięta od ponurej rzeczywistości, ze swoimi problemami. Nie można porównać tego do innych regionów, części świata, gór, ale powiem tak, jak na polskie standardy, to jest genialne miejsce, w które trzeba pokochać.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz