Wreszcie nadszedł Ten dzień, wejście do obszary ochrony ścisłej wcześnie rano. Pobudka o 4, o 5.30 wyjście z umówionego punktu, tylko my i Pan Jerzy przewodnik. Powoli świta. Tylko wszedłem na mostek zaraz za budką PTTK, już widzę bobra płynącego rzeką z kawałkiem drewna. Wow. Zaczyna się, gadka szmatka z przewodnikiem, szybko przechodzimy przez park, dookoła rykowisko, niesamowite wrażenie. W pewnym momencie przewodnik mówi "jest żubr", faktycznie, stoi przed lasem. Idę zrobić zdjęcia, obok niego przebiegają 2 sarny. Piękny widok, patrzy na mnie, my na niego, zdjęcia. Wchodzimy w las. Odgłosy nie milkną. Godzina od spotkania mija, gdy jesteśmy obok Dębu Jagiełły, nagle skręcamy w bok, ścieżka robi się dużo węższa, idziemy na dłuższą trasę, niedostępną dla innych grup. Przewodnik opowiada o drzewach, ptakach, grzybach. Kopalnia wiedzy. Nie sposób tego wszystkiego spamiętać. Dochodzimy do zachodniej granicy obszary ścisłej ochrony - rzeki Narewki. Tędy car przyjeżdżał na polowania do Tropiny. Co ciekawe, Białowieski Park Narodowy to jedyny park w Polsce, który pozwala za zezwoleniem turystom wchodzić do obszaru ścisłej ochrony. Pozostałe tereny są w większości przypadków dostępne jedynie dla naukowców. Jednak, jak dodał przewodnik, są tu także tereny niedostępne nawet dla naukowców. Idziemy przez puszczę bez znaków na drzewach, bez przecinek, ktoś by powiedział - że jest tu nieład. Drzewo przewróciło się, niech leży. Ma leżeć. Przyroda rządzi. Znajduje słupek znany mi z lasów gospodarczych z numerami dookoła. To słup z czasów carskich, z końca 19 wieku. Odwiedzamy najwyższy jesion w Europie, później wielką lipę, dębów całe mnóstwo. Nagle słyszymy odgłos łamach gałęzi, to znowu żubry. Kilka sztuk i mały. Jakieś 100 metrów od nas, widzą nas, popatrzyły i poszły w kierunku rzeki. Idąc przez las w pewnym momencie widzimy niewielkie wzniesienie, na którym rośnie wysokie drzewo. Jest to kurchan, miejsce pochówku ludów, którzy żyli tu przed wiekami, a dokładnie, jak ustaliły badania, z VIII wieku. Czas mija szybko. Dla mnie noce, mimo że śpimy tu po 8 lub więcej godzin, mijają bardzo szybko i znowu wracamy do lasu, na łono przyrody. I tak trzeci tydzień, dzień po dniu, non stop, bez przerwy. Utożsamiam się z lasem, wydaje mi się to naturalne, by po prostu po śniadaniu spakować się i wyjść na cały dzień pochodzić czy pojeździć, sam na sam z Panią i przyrodą, z dala od cywilizacji. Bezchmurne niebo traktujemy jakoś coś pewnego i naturalnego. Od początku ekspedycji mieliśmy tylko jeden dzień, gdzie lekko kropił deszcz. Poza tym, upał, słońce, brak chmur na niebie.
Wracamy do domu, drzemka, rower. Gdzie? Wysokie bagno, nie mieliśmy tego w planach, Pan Jerzy przewodnik nam doradził. Jedziemy zatem do downtown, później ulicą Browską. Nagle wjeżdżamy w las, po dłuższej chwili po lewej stronie pojawia się łąka, ogrodzenie, budynek.... Zaraz zaraz znamy to skądś... No tak, to przecież słynną Dziedzinka! Słynna leśniczówka, gdzie dwie legendy tych terenów Simona Kossak i Lech Wilczek mieszkali i zajmowali się zwierzętami. Jakimś sposobem to miejsce nie było na naszej liście, a trzeba powiedzieć, nie jest jakoś super promowane. I dobrze. Pani marzy o przeczytaniu książek o tej słynnej miłośniczce zwierząt, na pewno warto. Jedziemy na południe do Wysokiego Bagna, spotykamy małżeństwo. Też tam chcą dojść, ale idą w zupełnie przeciwną stronę. Mówię im, że nie tylko źle idą, ale naprawdę jestem tego pewien, wskazując południe, jako właściwy kierunek marszu. Kazio, tak go żona nazywała, dałby się pociąć, że idzie dobrze. Nie wierzy, wyciągam mapę, GPS, pokazuję. Za chwilę rowerzyści wracają z bagna, pytają, czy dojadą do Białowieży... Bagna, ładny teren, Narewka. Tak, ta sama, co rano. Tak blisko Białowieży, a tak pięknie.
Dziś o 20 mecz Legii. Można przez internet, ale zrywa. Idziemy do kawiarni do Żubrówki.
Nie zwalniamy tempa, jutro ponownie kraina Aleksandra Wielkiego.
wieczorny wypad rowerowy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz