Wybraliśmy potencjalnie najdłuższą trasę rowerową na dziś, południowe rejony Puszczy Knyszynskiej. Zaczynamy w Supraślu, jak to zwykle bywa podjeżdżamy do lokalnego sklepiku po coś do jedzenia na drogę i fru. Najpierw żółtym szlakiem na południe przez las, droga asfaltowa wyłącznie na użytek służb leśnych. Jedzie się dość szybko. Mijamy drogę, która zabija klimat puszczy prowadzącą do przejścia granicznego w Bobrownikach, dalej przez Bobrową do wioski Kamionka, gdzie odbijamy na wschód. Gęstość zaludnienia jest bardzo niska, pola, łąki, a od czasu do czasu wyłania się prywatna wielka posiadłość i jeśli nie pałacyk, to wielki dom. Biedna ściana wschodnia, poważnie? Takich widoków dziś będziemy mieli wiele, szczególnie w okolicy Pieszczanik. Trzeba zjechać z głównych dróg i nieco się rozejrzeć. Naprawdę wielkie prywatne farmy, pola i łąki, znane mi z Nowej Zelandii. Wracając do rowerów, jedziemy na wschód żółtym szlakiem przez ładny las, jednak szału nie ma, to nie to samo, co wschodnia część tej Puszczy. Wiele wiatrołomów. Później parking Łosinne, wioska Sokole. Mało robię zdjęć, bo las w wielu miejscach nie różni się od tego, który mam niedaleko domu hen tam na południu kraju. Za to świetnie się jeździ rowerem. Jadąc na północ mijamy 2 stawy i odbijamy czerwonym szlakiem na wschód jadąc przez Wzgórza Świętokrzyskie, najładniejszy odcinek dzisiejszego dnia. Mimo iż szlak pieszy, da się wjechać rowerem przez ten dziki i mało uczęszczany teren, ale warto. Zjeżdżając mijamy pomnik upamiętniający byłą wioskę Popówka, która zniszczyli hitlerowcy.
Tuż niedaleko drogi na Białoruś widzimy 2 samochody na poboczu, 2 rodziny zatrzymały się i mężczyźni coś tam zaglądają pod maski. Zatrzymujemy się troszkę dalej aby odsapnąć, coś wypić. Kątem oka widzę, że jedna z pań tych od samochodów zbliża się nieśmiało do nas. Coś tam zaczyna do nas mówić po rosyjsku, a my ni w ząb nie rozumiemy o co kaman. Ale między słowami coś zrozumiałem, że chodzi jej o butelkę. Ale nie wiem, czy chce pić, czy co. Postanowiłem nieco porozmawiać. Pytam:
- jesteście z Białorusi ?
- da da da
Aha, no to coś już wiem.
- jak tam Wasz prezydent ? żyje ?
- da da da, uśmiecha się i jeszcze coś tam dopowiedziała. Nikt nic źle nie mówi, widocznie naprawdę jest dobrze. Myślę sobie - zrobię coś dla podtrzymania przyjaźni polsko-białoruskiej, pewnie, że damy im butelkę. Kilka zdań jeszcze wymieniliśmy i pojechaliśmy przed siebie. Przejeżdżamy przez wspomniane wcześniej Pieszczaniki, wielkie zadbane posiadłości. Później wbijamy na green velo, które prowadzi nas do samego Supraśla. Wieczorem na obiad i kawę jedziemy do Białegostoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz