było to dokładnie tydzień temu, w sobotę 23.07. Po pracy jak zwykle wsiadamy do spakowanego już auta i jedziemy w góry. Po drodze Niedźwiedź w Węgierskiej Górce, a później już wg dobrze znanej nam trasy do Ruzomberoka i dalej. Tym razem śpimy w nowym pensjonacie pod Barańcem, na samym szlaku, który prowadzi na górę o tej samej nazwie. Plan był taki, aby wejść na Bystrą, ale Pani mnie przekonała, że lepiej się wyspać niż siedzieć w aucie z rana i jechać kilkanaście lub -dziesiąt kilometrów na szlak na Bystrą. Ma to sens. 7.30 ruszamy czerwonym szlakiem na wschód, później stromo pod górę niebieskim na Holy Vrch. Nie da się ukryć, że jesteśmy zmęczeni tygodniem pracy, idziemy wolno, nawet bardzo. Na ten niewielki szczyt dochodzimy z 30 minutowym opóźnieniem. Idzie się najpierw przez las, który dotknięty jest wycinką, a później sukcesywnie ten las zanika i w jego miejsce pojawia się kosodrzewina. Wśród której jest niesamowicie gorąco i jeszcze na dodatek pełno much. Plusem tego jest to, że nie ma tu ludzi, zdaję sobie sprawę, że w tuż obok w Tatrach Wysokich są tłumy, a tego nie lubimy. Co chwila to przerwa, woda,woda, woda. Rozpuszczamy w niej isostar, co pomaga. Na plecach roztacza się genialny widok na okoliczne góry, a mnie najbardziej cieszy widok Rochaczy, Płaczliwego, Banikova... No i jest Krywań, ten tatrzański, na który chcielibyśmy także wejść. Dawno tam nie byliśmy. Po blisko 5 godzinach wejścia docieramy na szczyt Barańca. Tu przerwa, kolejna za Smrekiem na 2031 m n.p.m. Stamtąd już widać Chatę Ziarską. Na Ziarskim Siodle jest już tłoczno. Schodzimy doliną, sporo strumyków, nie da się oprzeć pokusie, być pić z nich wodę. Survival. Jest, to korzystaj. A jak Chata będzie zamknięta? Woda smakuje wybornie. Tak jak Kofola poniżej. Zimna i z beczki. Do domu docieramy po niemal 9,5 godzinach marszu z przerwami. Ale warto! Dzień długi, przed nami niedziela, można się wyspać i wypocząć. Gdzie spędzać czas, jak nie na szlaku ? Był to także kolejny test moich Meindli i skarpet z wełny merynoskiej, które przywiozłem ze Stanów. Sprawują się naprawdę dobrze.
Plan na niedzielę ? Zamek Likawski i kawa w ulubionej kawiarni.
To był tez pierwszy poważny test mojego telefoto 135mm, teraz już wiem, po co brać taki obiektyw w góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz