Rowerem na Opolszczyźnie

miało to miejsce w minioną sobotę, 4.06. Rowery na dach i do Strzeleczek, maleńkiej wioski obok Krapkowic. Jeżdżąc palcem po mapie znaleźliśmy ciekawy las między Krapkowicami, Moszną a Niemodlinem. A jak nam coś wpadnie w oko, to nie ma zmiłuj się, trzeba przejść, przejechać, zaliczyć. No więc zaczynamy kręcić, bez mapy, z gps w telefonie. Na pierwszej polance spotykamy małego kotka, który zgubił się w lesie, pewnie uciekł z gospody, nie damy rady go zabrać, trudno. Docieramy do Niemodlina mijając tak urocze wioski jak Sady czy Skarbiszowice. W Niemodlinie od razu wyczuwam, że nie jestem stąd. Ludzie bardzo krzywo na nas patrzą, co kraj to obyczaj. Szybko zdałem sobie sprawę, że ten Niemodlin to Niemodlin, który mijamy jadąc w Sudety. Zamek bardzo zaniedbany, remont dopiero się zaczyna. Pan Pilnowacz mówi, że do zimy chcą położyć 100 tyś. dachówek, a później kilkuletni remont wnętrza. Nic, jedziemy na południe, do Tułowic, tam stoi zamek, obecnie wykorzystywany jako Internat Technikum Leśnego. Następnie kierujemy się do Mosznej, aby zobaczyć tamtejszy zamek. Jedziemy przez bardzo ubogie wioski, ale nie ważne, kto gdzie mieszka, okolica budynku musi być czysta, a trawa przystrzyżona. Tak jest, aż chce się powiedzieć "Ordnung muss sein". Moszna, zakręcamy koło i zaczynamy zwiedzanie parku od tyłu, tak wygodniej i ogólnie lepiej. Na tyłach parku znajduje się cmentarz, a sam park, cóż, zawiedziony jestem, nic szczególnego, jedna główna alejka, nieco bałaganu z roślinami. Przydałby się to roślinny gospodarz. 85km wybiło. Nogi bolały. W Strzeleczkach wypatrzyliśmy malutką pizzerię z genialnym schabowym (to było jedyne danie nie pizzowe). Później szybkie zakupy w Krapkowicach, gdzie na pożegnanie moja Pani kasjerce odpaliła "Danke Schoen, auf Wiedersehen". Genialne!