- 2zł
- dobrze, chwilka, skoczę po pieniądze - odpowiadam (nie miałem ze sobą gotówki, gdyż zazwyczaj za wrzątek nie płacę)
Za chwilę podchodzę do okienka, kładę monetę, a pan mówi:
- tam z boku jest skarbonka. I proszę o tym pamiętać, abym następnym razem nie musiał przypominać.
!@#@#@??? Cóż więcej komentować. Dlatego wolę Czechy lub Słowację, bo nawet jak już coś powiedzą w tym stylu - co jeszcze mi się nie zdarzyło - to przynajmniej nie zrozumiem. Chwilę posiedzieliśmy i poszliśmy dalej mając na celu Pilsko. Była godzina 14.00. Trochę nam wejście na Romankę zeszło. Wiało i było coraz zimniej. Marna to frajda iść na Pilsko, a tu jeszcze mecz wieczorem (to była niedziela 11.10). Doszliśmy w okolice Palenicy i Hali Cudzichowej, zdecydowaliśmy, że kompas i mapa w zęby i schodzimy do wsi. Dziko. Pięknie. Do czasu. No właśnie. Trochę po górach już chodzimy, więc potrafię rozróżnić odchody sarenki, wilka i misia. I te ostatnie - nie, nie wdepłem - ale widzieliśmy. Stojąc na dzikim zboczu w gęstwinie bez żadnej ścieżki dookoła nie jest wesoło. Nic, zaczęliśmy ze sobą głośniej rozmawiać i mieć oczy dookoła głowy. Misia nie widzieliśmy. A szkoda. Zdjęcie bym zrobił. I tak minęła naprawdę świetna wycieczka, klasyka! Będę wspaniale ją wspominał. Blisko, ale pięknie.
Co dalej ? Ano NZ II. Plan gotowy, napięty na maksa, ale jest i radocha. Umieszczę osobny wpis dot. naszych przygotowań. Miesiąc w Nowej Zelandii, ponownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz