Ale dostaliśmy apartament, ze 30m no i łóżko większe niż w
domu. Mieszkamy w Starej Morawie, zaraz przy szlaku, więc nie ma pośpiechu. Wg
wstępnych wyliczeń możemy dziś iść do 10 godzin, więc woda się przyda. Jaka
trasa ? Na południe od Starej Morawy jest osada Kamienica, tam parkujemy auto i
kawałek idziemy na południowy-wschód niebieskim szlakiem. Nowe buty jeszcze
mnie uwierają, więc nie zawiązuje tak mocno. Później – na przełaj, dalej ten
sam kierunek, chcemy wbić się na szlak zielony idący granicą, który nas
poprowadzi do Śnieżnika. Nie ukrywam, że chodzenie na przełaj dostarcza wielu
emocji i wrażeń i bardzo to lubię. Pani – nieco mniej. Mamy taki stary kompas,
produkcji DDR. Odkąd zagubiliśmy się schodząc z Małej Babiej (jaki wstyd!) nie wyjmuję
go z plecaka, a tu się przydaje. Las gesty, idziemy wąskimi ścieżkami
wydeptanymi przez zwierzynę. Koniecznie trzeba się trzymać kierunku marszu,
bardzo łatwo pójść w drugą stronę, bo akurat tak ścieżka prowadzi.
Zatrzymaliśmy się w gęstym lesie, zaczęliśmy rozmawiać, a tu nagle gdzie parę
metrów od nas jakby całe stado dziczyzny się poderwało i zaczęło biec.
Wystraszyliśmy ich. Nie ma żartów, nawet wystraszona sarna jak wpadnie na nas
może nam narobić problemów. Daliśmy radę, po godzince dotarliśmy do granicy i
zielonym szlakiem dotarliśmy do Śnieżnika. Po drodze spotykamy dwóch Czechów,
tacy zmachani, okazuje się, że idą całą noc, bez przerwy, taka wycieczka. Pytam
się jak w nocy, jak zwierzyna, itp. Ale bez obaw, nie ma tak źle, nic nie spotkali.
Na Śnieżniku jesteśmy jakieś 20 minut, jest zimno, ładne widoki na Kotlinę
Kłodzką, Jeseniki z Pradziadem. Trochę ludzi się nazbierało. Parę zdjęć i
ruszamy na zachód czerwonym szlakiem w kierunku Małego Śnieżnika. W momencie,
gdy szlak idzie prosto, a granica w
lewo, idziemy na przełaj po słupkach granicznych. Po stronie czeskiej to
rezerwat. Odtąd do praktycznie samego zejścia rozpoczyna się najładniejsza
część wycieczki. Samo wejście na Mały Śnieżnik wąską ścieżką jest malownicze z
uwagi na fakt, że otaczają nas krzewy jagód, malutkich jeszcze. Na górze trzeba
trochę pokombinować, aby znaleźć zielony szlak prowadzący do schroniska.
Później 30 minut do schroniska – również piękne. Polana, na której znajduje się
budynek zrobiła na mnie duże wrażenie, do tego ta specyficzna zieleń, ogromna
kosodrzewina no i klimat schroniska – polecam. Mamy ponad 6 godzin w nogach.
Później niebieskim w kierunku Kamienicy. Jakieś 30 minut od schroniska
wchodzimy w miejsce, gdzie z prawej strony mamy ścianę mchów i zieleni, prawie
Nowa Zelandia. Jak na polskie warunki wygląda to imponująco. Zachciało mi się
nieco skrócić trasę i wypatrzyłem na mapie przecinkę. Marna na przecinka w
rzeczywistości, ale Pani się zgodziła. Momentalnie po wejściu w krzaki na
spodniach pojawiły się kleszcze, od miniaturowych do gigantycznych, przejście
wyglądało tak, że Pani marudziła, później zajęła się strzepywaniem tych żyjątek
i zejściem kilka metrów w dół. I tak w kółko. Ja jestem mniej gadatliwy, więc
robiłem to samo co ona, tyle, że mniej narzekając. Fakt faktem, że tych gadów
jest mnóstwo i trzeba bardzo uważać. Dotarliśmy do strumyka, wzdłuż którego
schodziliśmy – ponownie nauka Bear Gryllsa nie poszła w las, tylko wzdłuż
rzeki. Cała trasa zajęła nam 8 godzin,
było zjawiskowo.
Obiad zjedliśmy w jedynej knajpce w Stroniu Śląskim (never
again), a ponieważ było nam mało, pojechaliśmy do Lądka Zdroju. Tam to się
dzieje. Kuracjusze się bawią. Jest 20, słychać muzykę, idziemy. Dancing. 50+.
Kolano mnie znowu boli, nie w głowie mi skakanie. Jakaś zakochana para w stylu
single niemiecki Polak i singielka Polka zapraszają nas do środka, mamy niby
zaniżyć średnią. Zerkam na salę, pełen przekrój 50-90, czyli dla każdego coś
miłego. Pytam, czy mogą wejść osoby poniżej 60-tki, jasne że mogą, tylko 5 zł
wstęp. Oj nie, nie dla nas taka impreza. W Lądku knajpek, kawiarenek nie
brakuje, my skusiliśmy się na jedyną Stroniu i już się nie damy nabrać.
Pijalnie Wojciech. Ładnie, smacznej wody można się napić. Czas na kawę, szału
nie ma, ale co tam. Później Lądek Zdrój Rynek, biednie, skromnie, ale ładnie.
Zaczynam lubić takie miejsca. W domu padam, ale to był dzień, wykorzystaliśmy
go do maksimum. Jutro, w niedzielę też będzie się działo. Jest plan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz