O 8 rano płacę za noclegi i wyjeżdżamy z Corinny na wschód, rozpoczyna się druga część naszej eksploracji wyspy. Ponad 20 km kamienistą równą drogą. Punkty widokowe, dobra pogoda, jest ładnie. Wraz z przekroczeniem granicy Tarkine zaczyna się inna Tasmania. Po 3 godzinach docieramy do Gowrie Park. Pierwsze miejsce w okolicach Cradle Mountain i Overland Track, gdzie możemy znaleźć nocleg. Bierzemy pokój dla backpackersów, tani, z piętrowym łóżkiem, ubikacją i łazienką na zewnątrz. 40 AUD za noc, to duża różnica w porównaniu chociażby do Corinny, gdzie płaciłem 200. Wszystkie trzeba spróbować. Szału nie ma, ale nie chcemy tracić czasu na szukanie czegoś innego, czas jest najcenniejszy. Ładujemy nasze torby i idziemy w góry. Dziś Mt. Roland, mieszkamy u jego podnóża, różnica wzniesień to ponad 800m. Początek trasy jest brzydki, nawet bardzo, przypomina mi najohydniejsze kawałki Beskidu Śląskiego, pełno chaszczy, krzewów. Ale między nimi pojawia się wąż. Długi na ponad 1m, popatrzyliśmy na siebie i poszedł w swoją stronę. Są bardzo płochliwe, dopóki my nie chcemy nic mu zrobić, one nie wyrządzą nam krzywdy. Gorzej jak na niego wpadniesz i go nadepniesz lub kopniesz... dlatego stuptuty i długie spodnie to podstawa podczas bushwalkingu na Tasmanii, nie wspominając o wysokich butach. Inna istotna rzecz, to chodzenie środkiem trasy, nie na poboczach. Po osiągnięciu 1000m kończy się busz, pojawia się trawa i skały. Bardzo pomocna okazuje się ulotka opisująca trasę, którą zabraliśmy z hotelu.
Koniec trasy to solidna wspinaczka, jednak widok rekompensuje trudy. Widać z jednej strony Cradle Mountain, a z drugiej wioski, pola, Sheffield i cieśninę Bassa. Cała trasa zajęła nam około 6 godzin. Głodni jedziemy do Sheffield, kapitalnego małego miasteczka na pieczeń. Jedna stacja benzynowa (zamknięta) i kilka knajpek. Na pewno tu wrócimy. Jutro wielki dzień – słynne Cradle Mountain, wiem, że będzie to cudowna trasa, jeśli tylko będzie pogoda :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz