Ok. 8.00 opuszczamy New Norfolk, jedziemy do Parku Narodowego Mount Field, w planie zdobycie szczytu Mt Field West. Docieramy do granicy parku, 16 km drogą szutrową pod górę przez busz. Huraganowy wiatr, a termometr pokazuje tylko +3 st. Do tego ten wiatr, jest nieprzyjemnie. Na parkingu przy jeziorze Dobson same auta terenowe plus nasz Hyundai, Wpisujemy się do książki i ruszamy. Plan będziemy na bieżąco korygować, nie mamy noclegu, a przed nami droga w nieznane, co najmniej 100km na północ wyspy. Chcemy dojść do K Col przez pasmo Rodway Range. Wieje, zimno. Mało mchów, są skały i to ogromne. Ciągną się i wiją, źle się idzie, zupełnie inne góry niż dzień wcześniej. Po 2 godzinach docieramy na wierzchołek pasma Rodway Range. Widać Mt Field West, słońce i wiatr. Decydujemy się zawrócić, nie lubię takich momentów nie zdobywszy zamierzonego celu, jednak uwzględniając warunki tu w górach i poszukiwania noclegu na tym bezludziu zmuszają nas do szybszego opuszczenia tych terenów, a szkoda. Wielka szkoda. Wracamy jednak przez Snow Gum track i przynajmniej mamy namiastkę pięknego buszu.
Po kliku godzinach marszu zawracamy do auta, po drodze idziemy krótką trasą na Russel Falls, gdzie spotykamy pierwszych Polaków, stosunkowo późno.
Droga na północ - kawałek między Westerway a Ouse szosą C608 jest niczym z animacji komputerowej, widoki niemal jak w Nowej Zelandii. Ok. 18 jesteśmy w Bronte Park, malutkiej osadzie w centralnej Tasmanii. Pierwszy hotel i w zasadzie jedyny w tej osadzie - 120 AUD za noc, bez telefonii satelitarnej i internetu, totalna pustka i pełna izolacja. Zgadzamy się. Po wejściu do pokoju decydujemy się zostać dłużej, tym bardziej, że jest to nasza baza wypadowa na Frenchmans Cup (3 dni). Zaczyna się przygoda. Po rozmowie z właścicielem lokalu dowiadujemy się, że mieszka w Bronte Park 50 osób, jest 1 sklep ze stacją benzynową i tyle. Prawdziwa Tasmania jest właśnie tu, nie w Hobart. Cały hotel z restauracją prowadzi starsze małżeństwo, Pan zapewnia, że w okolicy taniej nie ma, i ma rację, bo w promieniu 100km są tylko 2 inne restauracje. Plusem jest to, że zgodził się przechować nasze bagaże za darmo podczas naszego wypadu na Frenchmans Cup. Bardzo mili ludzie. Pani zachwycona, Oto chodzi. Przyszedł czas na obiad. Wchodzimy do restauracji, na blacie leży pizza, właściciel (Bill) częstuje gości, taki zwyczaj, Pani przez wrodzoną skromność nie chce, co bardzo rozzłościło gospodarza. Taki zwyczaj, trzeba się dostosować.Poniżej zdjęcia tylko z Mount Field National Park.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz