już czwartek wieczór, czas leci. W sobotę był maraton, z Żywca do domu na rowerze, stuknęło 115km pod domem, kręciliśmy 12h. Ale fajnie było. Rano pociągiem do Żywca. Tam upał, ruszamy o 9.00 w kierunku Parku Habsburgów, tam mini zoo i fajne koniki. Później przez centrum, dzielnicę Podlesie i na kościółek na górce w Pietrzykowicach - niesamowicie ładna wioska, z drogi z Bielska nie wydaje się tak ładna, ale trzeba podjechać dalej i wówczas jest bajecznie. Później gór-dół, wspaniałymi polami, oj piękne zakątki. Po prawej Beskid Mały, tak dojeżdżamy do Godziszki, później Buczkowice i boczna drogą (nie ul. Bystrzańską) przez Bystrą, Meszną dojeżdżamy do Bielska. Tu pogoda zaczyna się wyraźnie psuć. W końcu mam okazję odwiedzić stary cmentarz przy głównej drodze w Bielsku. Czas goni, zbyt długo podziwialiśmy pola i łąki w Pietrzykowicach. Mieliśmy objechać Meszną i Bystrą, ale nie było czasu, innym razem. W Bielsku skręcamy na ul. Startową, Olszówka, Cygański las - z perspektywy kogoś, kto chodzi po górach - never ever bym tu nie przyjechał, z perspektywy kolarza - musimy to objechać. Tak to jest. Uwierz mi. Nasz kierunek - lotnisko w Aleksandrowicach, objeżdżamy Bielsko, nadkładając bardzo dużo. Fantastyczne miejsca, jest szeroka droga rowerowa, chce się jechać, ale nad nami chmury. Ulica Jeżynowa, jest i lotnisko, przejeżdżamy przez nie i teraz zaczynają się schody. Jest 16. Późno. Gdzie tam dom ? Ojoj daleko, czarne chmury, chłodniej. Co robimy ? Gaz i do domu. Pytamy się jak jechać, pokręcone rozkopane zamknięte drogi. Zabrzmi to dziwnie, ale to uwielbiam, mknąć przed siebie, poznając nowe z żoną u boku, ona nie marudzi, nie narzeka, daje z siebie wszystko, w imię przygody, którą tworzymy razem. To świetne jest. Wielka radość, gdy w końcu widzimy znak z przekreślonym napisem "Bielsko Biała", teraz Międzyrzecze, zaczynają się pola, na wyciągniecie ręki na niebie Mordor. Prujemy, licznik pokazywał chyba już 70km, nogi jeszcze kręcą, nie ma mowy o jakimkolwiek zwiedzaniu. Ale ładnie tam i na pewno jeszcze objedziemy te kąty. Po drodze Ligota, Zabrzeg. W tej ostatniej wiosce jemy trzecia drożdżówkę, no bo co tu zjeść, skoro w Pszczynie mamy upatrzoną knajpkę z obiadem. Rozlało się, pierwsza restauracja - postój. Nazywam to mordownią, to bo to typowa polska knajpka, 2 stoły, 3 krzesła, RMF, leją piwo i po gębie okazjonalnie. 2 herbaty bierzemy - ohyda, co zrobić. Czekamy aż przestanie, jesteśmy niedaleko zapory na Jeziorze Goczłakowickim, nie ma co czekać, po około 30 minutach ruszamy. Cel - Pszczyna. Cieszę się, że jesteśmy już w pobliżu torów, zawsze można zakończyć etap i wrócić do domu, choć realnie w to nie wierzę, ale mokniemy. Docieramy do Pszczyny, jest po 17. Knajpka zwie się
Bugsy, dobre makarony jemy, no bo co ma jeść kolarz ? Jest miło no i w końcu ludzka muzyka leci, czyli jazz. Po obiedzie docieramy do parku w Pszczynie, sipi. Telefon, w Tychach też sipi, decyzja co robimy - jedziemy na rynek, przestało. Pani zdeterminowana była zakończyć etap i udać się na dworzec, rozsądek też mi to podpowiadał, ale mój charakter mówi - jedź do domu i bądź dumny z tego. Pani też tak pewnie myślała, ale skoro nie leje, jedziemy dalej. Zobaczymy w Kobiórze. Pszczyna nas nie lubi, ostatnio na rowerze ciągle mokniemy. Po wyjeździe z parku rozlało się, jedziemy aleją dębową, mijamy Piaski, leje jeszcze bardziej, my w las. To mój drugi dom. Przerwa, zmęczenie. Czekamy pod drzewem, komary nas skubią. Kobiór i pociąg (o nie!). Dojeżdżamy do Kobióra, wchodzimy do poczekalni, Pani z poczekalnie informuje nas, że następny pociąg za 3h. Sam nie wiem, czy śmiać się czy płakać, to oznacza, że zmokniemy strasznie, ale dojedziemy do domu. Jak tylko ustąpiło padanie, ruszamy, lasami przez Tychy aż do domu. Co za dzień. O 21 zaparkowałem maszynę. Brudni, mokrzy, zmęczeni, ale szczęśliwi. Coś, co kiedyś wydawało się nierealne - dziś jest faktem, sami zaplanowaliśmy trasę i ją przejechaliśmy. Było wszystko - upał w Żywcu, ulewa w Pszczynie, przygoda i fun. Tak ma być. No i są fajne zdjęcia. I jak zawsze na każdej wycieczce - pomysły na kolejne.
Mini zoo w Parku w Zywcu
Zamek w Żywcu
Pietrzykowice
Ranczo obok lotniska w Bielsku
Fantastyczna wyprawa, piękne zdjęcia, bajkowe widoki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa to tylko okolice Bielska i Żywca, tylko gdzieś z boku
Usuń