wtorek, 5 listopada 2024

RPA II - dzień 8 - 27.09 - Przywitanie z Karoo i Termite Loop Trail

Dzisiejszy dzień zapamiętamy na długo, wcale nie chodzi o tytułowy Karoo. Ruszyliśmy rano po śniadaniu, o 9 z naprawdę wspaniałego Struisbaai. Samo miasto nic takiego nie ma, ale miejsce gdzie spaliśmy - miało sporo. Dostrzegliśmy ile serca właścicielka włożyła w to, by nam i pewnie innym gościom mieszkało się jak najlepiej. Mamy to w zwyczaju, że jak mieszkamy nie w hotelu, czyli jakiś cottage, accommodation, villa, itp. to żegnamy się, chcemy dwa słowa zamienić. Pukam w drzwi, nic, cisza. Pani mówi po chwili, że jakiś pan patrzy przez okno. Po chwili wychodzi - mężczyzna ja wiem jakieś 60 lat, zmęczony życiem, zniszczona twarz, jego dłoń jak trzy moje. Na ręce tatuaż nieudolnie zrobiony przed wielu laty. Marynarz, rybak - coś w ten deseń. Mógłby zagrać w niejednym filmie bez charakteryzowania. Przemiły człowiek, jak uścisnął mi dłoń, to myślałem, że mi odleci. Zapytał gdzie jedziemy, Ladismith nie kojarzył, ale Swellendam już tak. 

Od Bredasdorp ciągną się już pola, ale to gigantyczne połacie, do których już przywykliśmy tutaj. Przejechaliśmy 70km, a zobaczyliśmy może kilkanaście domów gdzieś w oddali. Mało zwierząt, dużo pól. Nasz pierwszy przystanek to Bontebok National Park. Malutki Park Narodowy, chcemy trochę rozciągnąć kości i idziemy Termite Loop Trail. 6km trasa przez busz, gdzie biegają właśnie bonteboki, czyli odmiana antylop. Płacimy za wjazd, parkujemy, idziemy. Jest dość ciepło. To jest Afryka, więc nie wiesz co może czaić się za rogiem. Antylop widzieliśmy wiele, do tego owady, kwiaty i nikogo na szlaku. Niszowa trasa w miejscu mało turystycznym, ale to w naszym stylu. Chcieliśmy wypić kawę w Swellendam, miałem wybraną kawiarnię, ale okazało się, że drogi dookoła lokalu remontują, a to teren mocno przemysłowy. Spadamy stąd. 

Kolejne miejsce na postój to Barrydale. Ale zanim tam, to piękna trasa widokowa z przełęczą Tradouw. Robi wrażenie. W Barrydale wydarzyła się historia, która wywarła ogromne wrażenie na mnie. Zaczęliśmy od kawy, bo po prostu lokal Diesel & Cream jest zaraz na wjeździe. Prowadzi tędy Route 62 jak to nazywają i mają podstawy, by się tym szczycić. Lokal wzorcowany nieco na Route 66 i klimatach motoryzacyjnych, zatrzymują się tu motocykliści i większość jadących samochodami. Reszta lokali przy tej drodze świeci pustkami. Co nam jeszcze zostało na liście? 

House of books. Nie jest to lokal przy samej drodze, trzeba wejść w głąb wioski. Mogliśmy powiedzieć - darujmy sobie, po co iść, jedźmy, późno się robi, ale coś nas tam pchało. Z filmów podczas naszych przygotowań wiedzieliśmy, jak wynika z nazwy, że to miejsce wypełnione książkami. Idę wg GPS, droga w remoncie, żadnych znaków. Na skrzyżowaniu gwarno o czarnoskórych mieszkańców. Nie wiem gdzie iść, wchodzimy do monopolowego. Gość nieco się zastanawiał, aby wskazać miejsce oddalone od nas o jakieś 100 metrów. Idziemy. Przy drodze mały znak „books”. Bramka z płotu dość mocno zarośla krzewami. Drzwi do domu książek są otwarte, wybiega z nich nieco duży kundel i szczeka do nas, ale ogonkiem on już nie machał. Niepokojąco szczerzył swoje zęby. Z domu wychodzi starszy mężczyzna ubrany - nie przesadzę - w łachmany. Śmiem twierdzić, że lokalni bezdomni mają lepszy ubiór, o ile da się to jakoś stopniować, niż ten mężczyzna. Coś tam powiedział do psa, ja zapytałem, czy otwarte i wszedłem. 

Od teraz zaczyna się magia. 

Dom, to stary budynek mający może ze 100 albo 150 lat. Dom ma kilka pokoi i wszystkie są wypełnione głównie książkami od podłogi aż po sufit. Ale no właśnie, co mnie totalnie uderzyło - to ład i porządek. One są równo położne na półkach, posegregowane wg kategorii. Widać, że to nie jest składowisko towarów jak w polskiej Biedronce, ale właściciel dosłownie pielęgnuje swój zbiór. Poza książkami jest całe mnóstwo filmów na DVD, płyt CD i gier. Chodzę, patrzę, nadziwić się nie mogę. Przyszedł mi do głowy pomysł - kupię coś tutaj, na pamiątkę, płytę Queen. Słucham muzyki z tidala, ale co tam, chcę pamiątkę z tego miejsca. Jak już obeszliśmy cały dom, pytam właściwego siedzącego przy komputerze w swojej kanciapce, czy ma Queen. On wstał, poszedł do jednego z pokojów, wskazał półkę i powiedział, byśmy poszukali, na pewno jest coś. Pytam, czy mogę płacić kartą - nie, nie mam urządzenia odrzekł i poszedł. Szukamy i nic, trudno. Szkoda, nie kupię. Podchodzę do kanciapy, dziękuję mówiąc, że nie mam gotówki. Pytam, czy mogę zrobić mu zdjęcie, nie zgodził się. I tu się zaczyna punkt kulminacyjny tej historii… 

Wzięło mu się na żale. Chyba wywołałem to prośba o zdjęcie i stwierdzeniem, że nic nie kupię. To był dość długi, bardzo dramatyczny, bardzo sensowny i inteligentny monolog człowieka, który jest w rozpaczy. Powiedział on, że ostatnio nic nie sprzedaje. Ludzie wchodzą i wychodzą, patrzą, podziwiają, lecz nic nie kupują. Nic ich nie interesuje - filozofia, geografia itd. On bankrutuje, nie ma za co jeść, siedzi tutaj po 8 godzin i jestem już z 30-tą osobą, która coś chce, ale nie kupuje. Porównał to do wizyty w sklepie spożywczym, gdzie idziesz oglądasz półki i wychodzisz. Nie wiem ile trwał jego monolog, dwie minuty, czy dziesięć. Absolutnie nie brałem tych słów do siebie, zresztą on sam zaznaczył, że nie ma do mnie pretensji. Po prostu mi mówi, czego doświadcza. Mój mózg pracował nad tym jak się taktownie zachować, by wysłuchać, zrozumieć i nie urazić. Ujął mnie. Niezwykle inteligentny człowiek - to się czuję i słyszy - ubrany jak już pisałem, który przeżywa dramat. Odpowiedziałem mu, że czasy się zmieniają, ja sam czytam książki elektroniczne, słucham muzyki przez internet… rozstaliśmy się, wyszliśmy z budynku. Na ulicy jeszcze mnie trzymało to emocjonalne przemówienie. Poruszył mocno moje sumienie, jak mało kto. Mówię do Pani - wrócimy tam i kupię u niego płyty. Dam mu zarobić. Gdzie tu jest bankomat? Pani mówi - kupmy mu coś do jedzenia, dla nas to łatwiej, bo zapłacimy kartą. Decyzja zapadła szybko, ja tam muszę jeszcze dziś wrócić. Znowu wchodzę do monopolowego, pytam o ATM. Okazuje się, że jest za House of books. Faktycznie, a obok jest OK, czyli taka lokalna Biedronka. Kupujemy chleb, jajka i wracamy! Wchodzę do jego kanciapki, siedział zgarbiony przy komputerze, jacyś turyści krzątali się po domu. Dostrzegł mnie i mówię mu
- mam gotówkę, kupię u Ciebie płyty! Twoja historia mnie poruszyła więc kupiliśmy Ci coś do jedzenia. 

Był zaskoczony, lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy, nie chciał przyjąć, ale poprosiłem, by nie odmawiał. Poszliśmy szukać tego Queen. Zajęło nam to trochę, znalazłem Prince’a, Stinga, ale Queen ani śladu. Byli tam wszyscy giganci muzyki, już miałem wziąć Mike’a Oldfielda "Tubular Bells", ale zrezygnowałem. Nigdy, ale to nigdy kupno płyt CD nie sprawiało mi tyle przyjemności. Kiedy były u szczytu popularności, nie było mnie na nie stać, ba nawet nie miałem nawet odtwarzacza CD. Jest już dość późno, a jeszcze godzina drogi do Ladismith i obiad. Patrzę na jedną półkę, mówię - odsunę ten zestaw płyt, jak nie ma, to trudno. Odsuwam… przed oczyma pojawia się Queen „Made in heaven”. Łapię trzecią płytę i idziemy. Z radością płacę, on posprawdzał płyty, zaprosił do odsłuchu na wypadek, gdy coś nie grało jak trzeba. 
- Ufam Ci, nie będę sprawdzał - odpowiedziałem. 

Chciał za te 3 sztuki 80 randów. 80 randów! Jeszcze chciał mi wydać resztę, nie wziąłem, nie potrafiłbym. Podziękował raz jeszcze za chleb i jajka, powiedział, że jest najedzony i da te rzeczy małemu chłopcu z sąsiedztwa. 
- Up to you - odpowiedziałem. 

Pożegnaliśmy się miło i wyszliśmy na ulicę. Czułem się spełniony i dumny, że pomogłem, maluteńki gest, kropla w morzu potrzeb, ale dołożyłem cegiełkę. To jest właśnie esencja podróżowania. Spotkani ludzie i ich historie. Takich chwil się nie zapomina. Trudy wejścia na górkę wypadną z pamięci, ale takie spotkania, głębokie rozmowy, wzruszenia i poruszenia - pozostają na bardzo długo. Mocno przeżyłem te chwile. Do tej pory to najważniejszy i najpiękniejszy moment tej podróży. W Barrydale po raz pierwszy na ulicach pojawiają się wzmianki o Karoo, a dokładnie Klein Karoo. Droga do Ladismith wiedzie przez surowe tereny. Surowe, lecz ogrodzone. Towerkop charakterystyczny szczerbaty szczyt jest przed nami. Godzinę spędziliśmy w lokalnej restauracji Olive Garden długo czekając na obiad, ale warto było. Po obiedzie pojechaliśmy na farmę, gdzie mamy 2 noclegi. Właścicielka poinformowała nas, że musimy mieć zgodę właściciela, by iść w góry i przejść przez jego teren. Szybko dostarczyli mi jego numer, zadzwoniłem i bez problemów dostałem zgodę. Ludzie tutaj zawstydzają mnie swoją gościnnością. Są niezwykle mili. Co za dzień, co za przeżycia.

rpa-d8-01 rpa-d8-03 rpa-d8-04 rpa-d8-05 rpa-d8-06 rpa-d8-07 rpa-d8-08 rpa-d8-09 rpa-d8-10 rpa-d8-11 rpa-d8-12 rpa-d8-13 rpa-d8-14 rpa-d8-15 rpa-d8-17 rpa-d8-18 rpa-d8-19 rpa-d8-20 rpa-d8-21 rpa-d8-22

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

Adršpach (1) Albania (39) Alpy (9) Alpy. UFO (1) Australia (82) Austria (18) B&W Photo (134) Babia Góra (4) Bałtyk (1) Barcelona (22) Beskid Makowski (1) Beskid Mały (5) Beskid Niski (29) Beskid Sądecki (3) Beskid Śląski (16) Beskid Śląsko-Morawski (17) Beskid Wyspowy (4) Beskid Żywiecki (97) Będzin (1) Białoruś (4) Biebrza (10) Bielsko Biała (22) Bieszczady (28) Bory Stobrawskie (3) Bory Tucholskie (7) Boże Narodzenie (19) Bratysława (1) Broumowskie Ściany (2) Bryan Adams (3) Brzeźno (2) Bytom (4) Chorwacja (8) Chorzów (3) Chudów (1) Cieszyn (12) Czechy (66) Częstochowa (5) Dolina Baryczy (7) Dolinki Krakowskie (1) Dolomity (11) dżungla (10) fotografia (5) Francja (13) Gdańsk (7) Gdynia (1) Gliwice (7) Goczałkowice (4) golf (2) Gorce (1) Góra Św. Anny (6) Góry Bardzkie (3) Góry Bialskie (4) Góry Bystrzyckie (8) Góry Choczańskie (4) Góry Izerskie (36) Góry Kaczawskie (3) Góry Kamienne (1) Góry Ołowiane (1) Góry Orlickie (2) Góry Sanocko-Turczańskie (1) Góry Słonne (4) Góry Sowie (9) Góry Stołowe (6) Góry Sudawskie (1) Góry Świętokrzyskie (2) Góry Wałbrzyskie (1) Góry Wsetyńskie (1) Góry Złote (9) GR 20 (10) Hiszpania (22) Holandia (1) Indonezja (36) Istebna (2) Jeseniki (11) Jura Krakowsko-częstochowska (9) kajaki (5) Karkonosze (3) Katowice (15) kawa (1) Kędzierzyn Koźle (1) Klimkówka (1) Kłodzko (1) Kobiór (5) Korona Gór Polski (1) koronawirus (10) Korsyka (13) Kraków (12) Kruger (3) Kudowa Zdrój (1) Kuraszki (3) Lądek Zdrój (3) Leśne portrety (2) Liswarta (3) Litwa (1) Lubiąż (1) Lublin (1) Luciańska Fatra (5) Łańcut (1) Łężczok (1) Łódzkie (7) Magura Spiska (2) makro (41) Mała Fatra (17) Mała Panew (1) Małe Karpaty (2) Masyw Śnieżnika (7) Mikołów (2) Morawy (17) Moszna (1) namiot (3) Narew (1) nba (1) Niemcy (4) Nikiszowiec (4) Nowa Zelandia (108) Nysa (1) Odra (1) Ojców (1) Opolskie (17) Osówka (1) Ostrawa (3) OverlandTrack (8) Paczków (1) Pasmo Jałowieckie (2) Pazurek (1) Piłka Nożna (1) Podlasie (47) podróże (6) Pogórze Izerskie (5) Pogórze Kaczawskie (72) Pogórze Przemyskie (1) pokora (1) Praga (22) Promnice (1) Przedgórze Sudeckie (3) Przemyśl (1) Pszczyna (11) Pustynie (1) Puszcza Augustowska (9) Puszcza Białowieska (14) Puszcza Kampinoska (1) Puszcza Knyszyńska (9) Puszcza Niepołomicka (2) Puszcza Solska (1) Puszcze Polski (27) Racibórz (2) rower (152) Roztocze (6) różne (164) RPA (68) Ruda Śląska (3) Rudawy Janowickie (5) Rudy Raciborskie (34) Rwanda (18) Rybna (1) Rybnik (3) Rzeszów (2) safari (2) Singapur (3) Słowacja (55) Słowacki Raj (2) Sopot (2) street (122) Strzelce Opolskie (1) Suazi (4) Sudety (23) Sudety Wschodnie (11) Sumatra (35) Suwalszczyzna (2) Szałsza (1) Szklarska Poręba (1) Szlak Orlich Gniazd (2) Śląsk (39) Świętokrzyskie (7) Tarnowice (1) Tarnowskie Góry (5) Tasmania (81) Tatry (38) Tatry Bielskie (1) Tatry Niżne (12) Tatry Zachodnie (25) Toruń (1) Toszek (4) Trójka (1) Turcja (2) Tychy (1) Uganda (32) Ukraina (7) USA (29) Ustroń (1) Warszawa (8) Wenecja Opolska (3) Wiedeń (1) Wielka Fatra (21) Wielkopolska (1) Wigry (2) Włochy (13) Włocławek (2) Wrocław (6) WTR (4) wwe (4) WWE Smackdown World Tour 2011 (4) Zabrze (3) Ząbkowice Śląskie (1) Zborowskie (2) Złote Hory (1) Złoty Stok (1) zmiana (4) Żelazny Szlak Rowerowy (1) Żywiec (2)

Archiwum bloga