Często zadaję sobie pytanie w noc przed wylotem „tam” - co czuje człowiek, który nazajutrz wyleci na koniec świata? Wczoraj zadałem sobie inne pytanie - co czuje człowiek, który za moment ma 100 lat? Co czuje Babcia? Czuje się dobrze, zaczyna dobrze spać, ma apetyt i to cieszy.
Dziś, w czwartek 26.10, Pani już nie pracowała. Wybiera nadgodziny. Rano pojechaliśmy do kościoła, ponury deszczowy jesienny poranek. Od 8 zasiadłem przed laptopem, ciąg spotkań do 13. Wiele miłych słów i pożegnań od współpracowników. To niezwykle miłe i powoduje, że dobrze wraca się do takich ludzi, z którymi jakby nie było sporo czasu się spędza. Miło. Po 13 zamknąłem laptop i pomyślałem sobie - koniec, urlop! 4 i pół tygodnia nicnierobienia. Co za chwila! Zadzwonił do mnie mój szef, kilka miłych słów na pożegnanie, bardzo miło. Taksówkę na dworzec zamówiłem na 17.45. Jeszcze 4 godziny do taksówki! Ileż to czasu. Był taki moment, jak krzątałem się po domu, że zaświeciło słońce, była cisza i poczułem się wtedy bardzo dobrze, czas jakby się zatrzymał i pomyślałem sobie - to tak jest na emeryturze…
Te 4 godziny niesamowicie szybko minęły. Pani ani na moment nie usiadła. Mamy tak, że lubimy mieszkanie zostawić w jak najlepszym porządku, bo nam się lepiej wraca. Zjedliśmy obiad, ostatnie kawałki tortu, muzyka już po południu nie grała. Reise fiber, oj tak. Ale bez stresu.
O 17.45 przyjechała taksówka. Bardzo entuzjastyczny kierowca, mówi, że z budowy wraca, bo dom buduje. Widział nasze walizki, pyta dokąd jedziemy. Nowa Zelandia.
- oooo a jaka wyspa? Obie?
Jak dostaję taką odpowiedź, to wiem, że rozmowa jest na innym poziomie. Sporo zwiedził świata, ale tam jeszcze nie dotarł. Widać, że był szczerze podekscytowany, że nas wiezie. Życzyłem mu, aby też tam pojechał. Sporo nas wypytywał, a za oknem mijały nasze codzienne tereny, kościół, park… prowadziłem rozmowę, jednocześnie w duszy machając tym miejscom. Jak ten czas leci? Rok temu jechałem do Hobart, też taksówka, pamiętam, jak mijałem mojego fryzjera… jakby to było wczoraj, a to rok minął. Czemu tak szybko? Ilekroć widzę i słyszę reakcję ludzi na wieść dokąd jedziemy, czuję się niezwykle szczęśliwy, uprzywilejowany i doceniam to, co mam. Kierowca widzi to, co my. Zwiedził sporo Azji i mówi, że ludzie w Polsce ciągle narzekają, trochę dłużej postoją w kolejce i już im źle. Pojechaliby trochę w świat, to by docenili co mamy. Święte słowa. W pewnym momencie kierowca pyta - a jest takie miejsce, do którego chcecie pojechać?
- ooo sporo - odpowiedziałem lakonicznie niezdradzając za bardzo swoich marzeń.
- a na przykład Namibia? - zapytał i całkiem nieźle trafił. Kto wie?
Rodzice stali na dworcu, spędziliśmy razem pół godziny do pociągu. Usiedliśmy w dworcowej kawiarence, z Panią wypiliśmy po kawie. A później pożegnanie. Smutno, ale wierzę, że jesteśmy w najlepszych rękach i wszystko będzie dobrze. Planujemy razem jechać do Wiednia w grudniu, wreszcie może się uda i tym żyjemy, niech ta perspektywa skraca i łagodzi rozłąkę. Strasznie ekscytują mnie zimowe wycieczki, mamy już ich listę, pozostanie rozpisać to w kalendarzu i cieszyć się poznawaniem zimowego świata. Jak to jest, przed nami wyprawa na koniec świata, a myśli uciekają np. do Wrocławia, do którego chcemy zawitać w połowie grudnia.
Pociąg pełny, pasażerowie mocno niebiznesowi. Śpimy dziś w Warszawie. Nie chcieliśmy się stresować poranną jazdą pociągiem, by zdążyć na odlot o 15. Spokój przede wszystkim. Liczę na to, że się wyśpię, pójdziemy na kawę, a później bez stresu pojedziemy na Okęcie.
O 21.30 dotarliśmy do Warszawy. Sipi deszcz, idziemy z walizkami około 15 minut do hotelu. Mały hotelik z dobrymi ocenami, trzeba się wyspać. Ostatnia noc przed lotem, to wtedy zadaje sobie pytanie co myśli człowiek… jak piszę te słowa o 22.31 nie czuję, że jutro lecę. To i dobrze. Wyspać się trzeba, bo kolejna noc na lotnisku w Dubaju, nie pośpię.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz