to było w niedzielę 19.03. Pochmurny poranek, zdecydowaliśmy się skrócić nasz pobyt do tylko 3 dni. Szkoda. Jasne, była nadzieja, że wrócimy tu w następny weekend... nic z tego. Ani tydzień temu ani w ten weekend nie pojedziemy - bo zimno i mokro. No nic, ale co było w tamtą niedzielę. Podjechaliśmy do Wojcieszowa, zaparkowaliśmy przy boisku. Podeszliśmy pod Pałac Bergmanów - piękna posesja. Ktoś zrobił dach, a reszta czeka. Idziemy płaską ścieżką przez lasek. Idzie za nami kobieta z psem, zagaduje - podoba się tu u nas? No jasne! przyciągam wzrok, bo mam 2 aparaty na szyi. Jak wyszliśmy na piękną polanę we wschodniej części rezerwatu, na trawie minęliśmy siedzącą parę. Mężczyzna zagadał - do albumu te zdjęcia? Nie, dla siebie - odpowiedziałem. Ale tu miło, niczym w Australii - sobie pomyślałem. Idąc znowu przez las weszliśmy na Młyniec. Poszukałem jakichś okazów na makro, nic nie znalazłem, prócz starego kabla VGA przy wieży. Posiedzieliśmy chwilę, zimno się zrobiło - schodzimy. Ale ale zachciało nam się poszukać jaskini Miłek II. Nic z tego. Ani śladu. Może ją zasypali? Powolny spacer w dół, łykamy ile się da Kaczawy. Wojcieszów jest ultra spokojnym miasteczkiem. Wracaliśmy starą drogą przez Gozdno. 3 dni wypoczynku na Kaczawie, piękne chwile, jak zawsze! Obiad zjedliśmy na rynku w Złotoryi. Mam zasadę, jak w menu zobaczę żebra - już dalej nie szukam. Były dobre. Pierwsza Kaczawa za nami. Dłuższa. Mam ochotę na jeszcze 2 przed weekendem majowym. Oby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz