Zwykle zaczynam od opisania nocy, ta była okropna. Za dużo jedzenia za późno. Śpię tutaj po 9 lub 10 godzin, jednak z przerwami. Jesteśmy w hotelu, który rzekomo ma 4 gwiazdki, lecz realnie na polskie warunki - jakieś 1,5. Hotel i otoczenie przypomina mi obrazki z filmów hoteli z poprzedniej epoki gdzieś w Bułgarii. Śniadanie... jest herbata. Pani mówi „nalej mi największy kubek”, spokojnie, wypij mały, zawsze można dolać. Tak, spragnieni jesteśmy normalnej czarnej herbaty. Bierzemy łyk... rumianek. Pytam kelnera, czy mają zwykłą herbatę - nie. Sól, cukier - nie ma. Kiełbaski długości 2 cm o marnym smaku. Zamiast jajecznicy - omlet, nie przepadam. W jadalni na półpiętrze siedzi w sumie 10 osób, bogatsi Albańczycy, emeryci, których stać na ten hotel, dumni, że mogą odpoczywać w takich „luksusach”. Albania to Polska sprzed 40 lat, każdy dzień utwierdza mnie w tym przekonaniu. Szybko kończymy śniadanie, wczekowujemy się i idziemy na miasto. Pan portier zgodził się, byśmy auto mogli przetrzymać jeszcze przez 2 godziny. Idziemy jedną z głównych ulic - Fan Noli. Po obu stronach kawiarnie pełne lokalsów. Kto więc pracuje w tym kraju? To pytanie mnie nurtuje od kilku dni. Szybko zbaczamy z głównych ulic, aby zobaczyć prawdziwe oblicze tego kraju. Rozumiem, że to inna kultura, ale nawet w innej kulturze nie potrafię zaakceptować pewnych manier, jak np. totalną ignorancję innych uczestników ruchu - gość wjeżdża na rondo i nawet nie spojrzy w lewo. Kobieta idzie ulicą i kicha prosto na mnie... oboje oczywiście jesteśmy bez maski. Widok osiołka na tutejszych ulicach jest normą. Furmanki, czy też wózki ciągnione przez osła to również częsty widok. Wiele mieszkańców przechowuje drewno na opał na swoich balkonach, czy w swoich mieszkaniach. Ostatecznie znajdujemy sensowną kawiarnię i za niecałe 4 złote pijemy (jak to nazwać, z czego się pije espresso, naparstek?) kawę. Idziemy jeszcze na wybrzeże. Nieopodal niego dwóch chłopców jeździ na samochodach elektrycznych - widziałem to w Polsce, jak byłem mały, bardzo mały. Tu nadal jest to rozrywką. Obok tego zabytku stoją ruiny budynków, które kiedyś miały być hotelami. Zmęczony jestem Pogradecem, miałem rozbudzone nadzieję, że zobaczę coś w miarę nowego, tymczasem doświadczam nudnej wycieczki w komunistyczną przeszłość.
Jedziemy na południe, przed Korczą skręcamy do miasteczka Voskopoje. Miasto, które zostało zburzone 4 razy. Była tu szkoła wyższa i nawet drukarnia. Do dziś zachowały się kościoły, my wchodzimy do jednego z nich. Akurat, gdy stoimy pod bramą, dwie dziewczyny się prężą do obiektywu i ku nam idzie ksiądz. Otwiera drzwi, możemy zwiedzić. Chwilę później szepcze mi do ucha ”no photo”. Ciekawe miejsca, opustoszałe, choć widać, że jacyś turyści tu zaglądają. Warto było.
Jedziemy do Korczy. Hotel o podwyższonym standardzie, tak, koniec z doświadczeniami sprzed lat. Idziemy główną ulicą - Bulevardi Republika. Stare kamienice w nowym wydaniu, może się podobać. Ja zerkam już w boczne ulice, z których wylewa się wręcz albańska codzienność. Zajrzymy i tam. Oboje czujemy się przejedzeni, a restauracja już dawno wybrana - in gallery, na przeciwko katedry. Tam zaglądamy najpierw. Niesamowite. Miejsce, które oglądałem na filmach na you tube jest tuż przede mną. Czy to nie wspaniałe uczucie? Restauracja miejscu się na piątym piętrze, widok wspaniały. Zamawiamy lekkie lokalne dania - wyborne. Jutro tu wracamy. Następnie kierujemy się w stronę Red Tower, szkoda, zamknięta. Później ryneczek z mnóstwem kawiarni, większość dziś pustych. Jest ewidentnie po sezonie. Kierujemy się do hotelu bocznymi uliczkami. Wśród ruder, starych bloków odnajdujemy wciśnięty Spar, tam uzupełniamy zapasy na wypady w góry. Na jednym z placyków widzę kilkadziesiąt starszych panów skupionych przy kilku stolikach. Domyślam się, idę tam z telefonem i nagrywam. Grają w domino. Gra budzi prawdziwe emocje, a ja witany jestem z uśmiechem. Przy jednym ze stolików jeden z przesiadujących tam mężczyzn z trudem dodaje punkty na wycinku tektury. Okoliczne domy, to mnóstwo kabli, stara cegła, spadająca elewacja, balkony wołające o pomstę do nieba... Prawdziwa Albania. Z tego się cieszę, tak zwiedzamy świat poznając jego różne oblicza.
Streets of Pogradec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz