piątek, 26.03. Jedziemy do siebie, na Kaczawę. Około 17-tej jesteśmy już w Gozdnie, idziemy na wieżę widokową. Klasyk. Bez tego nie ma weekendu na Kaczawie. W połowie drogi widok na przepiękną polanę. Na wieży - cudowny widok Krainy Wygasłych Wulkanów. Zachodzące słońce, a obok Ostrzyca. Szybko padliśmy. Sobota rano - śniadanie i w drogę. Parkujemy w Proboszczowicach, za kościołem, na szlaku prowadzącym na Ostrzycę. Pytanie jakie się rodzi - jaka będzie dziś pogoda? Zapowiadali deszcze, a nas wita bezchmurne niebo. Żółty szlak na Ostrzycę - genialny. Ktoś dawno temu posadził tu drzewa wzdłuż drogi, no i się rozrosły. Po lewej wspaniały widok na krainę Kaczawy. U podnóża Ostrzycy dopada nas silny wiatr i deszcz. Siadam na ławce przy schodach na górę, obok mnie przewalony po jakiejś wichurze słup z tabliczką. Siedzę i wsłuchuję się we wiatr. Unoszę głowę do góry, widzę dwa kolory - szarość nieba i ciemne gałęzie. Gałęzie falujące nad moją głową. Co za minimalistyczny widok, ale jakże oczekiwany? Nie wyjąłem aparatu i nie uwieczniłem tego. Znowu się potwierdza, że najlepsze kadry to te, które pozostają w pamięci. Jak ja się tam cieszyłem, że mogę na dworze móc posłuchać szumu wiatru. Co za czasy, cieszą rzeczy najprostsze. Po około 30 minutach wiatr ustał, deszcz przeszedł, chmury zostały. idziemy na górę. Pani wygrała konkurs, zobaczyła pierwsza przylaszczki. Jest ich sporo, ale tylko w określonych miejscach. Dziś za dużo tych uroczych kwiatków nie widzieliśmy.
Jak na szczycie? Pięknie. Widać wszystko. Już tak dużo znamy, tak wiele skojarzeń i wspomnień. Cudowny szczyt. Schodzimy czerwonym na zachód, w stronę Radomiłowic. Jest to najlepszy kawałek dzisiejszego dnia. Niesamowite kadry. Nikogo. Absolutnie nikogo. Tu zaczyna się przygoda. Zaczyna padać deszcz, później grad, wieje silnie. Chowamy się za drzewem. Jest zimno, później rozpogadza się. Prawdziwa Tasmania, 4 pory roku w jeden dzień. Radomiłowice. Wioska malutka, znamy na pamięć. Tu podejmujemy decyzję, by skrócić trasę. Chowamy się przed złą pogodą w starej stodole. Tam zjadamy kanapki i po kolejnych 30 minutach idziemy dalej, do okolic Twardocic. Znamy to, ale tu jest za każdym razem pięknie. Inne kolory, co innego na polu. Słońce, robi się ciepło. Pani wypatruje przebiśniegi wzdłuż jednego z potoków. Zakładam obiektyw, soczewkę makro i jestem w swoim żywiole. Później już mniej żwawo do auta, także single trackami, których jest tu sporo. Zegarek pokazuje mi ponad 18km, na tyle się też czuję. Mapy.cz coś ostatnio fixują i pokazują mniej. Co za różnica? Było cudownie, piękne momenty, piękne kadry.
Wracając jedziemy do sklepu na B, coś tam potrzebujemy kupić. Co drugi bez maski, dystansu nie ma. Nie obyło się bez reprymendy dla jednego gościa, który niebezpiecznie zbliżył się do Pani stwierdzając, że on już jest zaszczepiony. W tym kraju nie będzie dobrze. Niemniej - wspaniały dzień pełen wrażeń. Wieczorem próbowaliśmy obejrzeć golf, bo WGC, ale za długo nam się nie udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz