Rowerowy weekend w Oleśnie - dzień 1 - objazd wsi

Czas tak leci, że nie miałem kiedy opisać naszych przygód w miniony weekend. Poniedziałek i czwartek całodniowe spotkania, które się udały, wiec zabieram się do tego już teraz. Z górami chcieliśmy zrobić sobie chwilę przerwy. Padło na Olesno. Nigdy mnie tam nie ciągło, jakoś tak bywa. Wyjazd ten zaplanowaliśmy - jak wszystkie inne - miesiące do przodu. Nowy dom, ładny apartament, booking. Pytają raz, pytają drugi, tygodnie do przodu, czy aktualne. Tak, aktualne, tak, nie mogę się doczekać. 3 dni przed weekendem spoglądam na prognozę pogody, leje. Odwołuję nocleg. No co zrobić? Dzień później spoglądam na prognozę pogody - słońce! Klikam w booking, tamten lokal już zarezerwowany. Znajduję lokal w Oleśnie. Nigdy nie byłem. Z mapy nie wynika, żeby to jakiś szał był. Rano w sobotę pakujemy rowery, zabieramy rodziców, jedziemy. Docieramy do wioski Szumirad. Nic specjalnego, knajpa, stara szkoła chyba, las. Ruszamy. I się zaczyna. Poezja. Piękne lasy, różnorodne. Żartuję mówiąc, że nawet gęsi chodzą równo. Nawiązując do dwujęzycznych znaków na drodze i niemieckich wpływach w tych terenach. Żarty żartami, ale wygląda to ładnie. Wyjeżdżamy z lasu, dojeżdżamy do wioski Kadłub Wolny - co za ciekawa nazwa. Jest sklepik, tu przeżywamy powrót do przeszłości. Czas się zatrzymał o jakieś 30 lat. Wystrój, klimat, są nawet puste półki. Obok kasy stoi plik kwitów papierowych, już pożółkły. Pani dostrzega oranżadę w butelce, kupujemy. Pani pyta, czy ma doliczyć kaucję. No jak dawniej. Na zewnątrz tablica ogłoszeń, plan meczów zespołu klasy B. Urocze miejsce. Niespodzianka czeka nas przed Szumirad. Chcemy jechać przez las, a tu proszę, obiekt wojskowy, ogrodzony, a na mapie - co nie dziwi - ani śladu. Opolskie znowu pokazało swoje piękno. Nic tylko wracać, i tak będziemy!

Wieczorem idziemy jeszcze na spacer po centrum Olesna. Biedne miasteczko, kilka osób siedzi pod parasolem, sączy piwo. Żabka nie utrzymała się na rynku. To coś mówi. Za to aptek bez liku na okolicznych ulicach.