Dzień oddechu. Wieczorem był skype i telefon do rodziny, wiemy co tam w Polsce. Wypiliśmy gorącą czekoladę, smakowała wybornie. Noc, jak to noc, jakiś gryzoń uaktywnił się nad ranem i nas obudził. Tej nocy nie brałem pigułki, nie chcę się uzależniać. Niemniej buda w jakiej mieszkamy w Ketambe jest kilka poziomów niżej od plastikowego namiotu w dżungli. Rano po śniadaniu rozliczamy się z właścicielem. Strasznie nie lubię, jak po ustaleniach i mailach na miejscu cena rośnie np. o 15%, może taka kultura, może ja jestem zbyt uległy, a może rozmawiam ze zwykłym cwaniakiem. Trudno, nie są to jakieś oszałamiające kwoty. Fakt jest taki, że mamy trzeciego tragarza, któremu mamy przygotować rzeczy do noszenia na jutro.
Dziś plan jest prosty, ulice Kutacane. Jest to miejscowość oddalona od naszej wioski (Ketambe) o jakiejś 45 minut jazdy samochodem, liczy sobie może kilkanaście tysięcy mieszkańców. Rodzice właściciela guest house’u też jadą do miasta, wiec zabieramy się z nimi. Wyrzucają nas przy bankomacie i znikają w tłumie. My wrócimy sami labi labi, czyli tutejszym busem. Bankomaty, ciekawa sprawa. Po interwencji w banku z hotelu z Medan moja karta jest wciąż aktywna. Jest tu problem z kartami Visa, nie wszystkie bankomaty je obsługują, ja na Master Card jeszcze się zawiodłem. Inny świat. Przypomina mi się ostatni wyjazd do Nowej Zelandii, bez grosza w gotówce. Po prostu o tym nie myślałem i nie potrzebowałem jej ani przez moment. Tu bankomaty wypłacają w nominałach 50 i 100 tysięcy Rupii Indonezyjskich - odpowiednio około 12 i 25 złotych często limitując pojedynczą wypłatę do miliona rupii. Miasto. Cóż, jedna główna ulica i perełki i w jej odnogach. Idziemy w stronę skąd przyjechaliśmy.
- Hello mister - słyszymy co chwila
Hello tu, hello tam, uśmiechów i pozdrowień nie ma końca. Jest coś w rodzaju drogerii Rosmanna, klimatyzowany lokal, który bije na głowę pozostałe sklepiki w tym mieście, kupujemy coś do picia, upał jest niesamowity. Dalej idziemy do meczetu, ogromny. Jest obok niego swego rodzaju portiernia.
- English? - pytam - nic, bez zrozumienia
- Do you speak English ? - jak łatwo się domyślić, jeszcze gorzej
Pokazuję na siebie - kiwa gość potakująco głową, pokazuję na Panią - kiwa przecząco. Wszystko jasne. Idę. Dochodzę do schodów, kilka par butów leży, zatem i ja ściągam swoje keeny. Wchodzę na czarne płytki... ałaaaaaa!!! rozgrzane na słońcu. Wskoczyłem niemal wewnątrz meczetu. Pierwszy raz. W Kruszynianach na Podlasiu zaglądałem przez szybę do meczetu, teraz jestem w środku. Ogromny gmach skromnie urządzony. Przypuszczam, że wersety Koranu wiszą na ścianach i nad centralnym miejscem. Są tam dwie mównice, wentylatory, żadnych obrazów, zdjęć czy coś w ten deseń. Wiele pustego miejsca, żadnych ławek, tylko płytki podłogowe. Wyszedłszy idziemy dalej główną ulicą Kutacane. Jak tylko znajdujemy sensowny sklepik, kupujemy coś do picia, jest gorąco. Jest kawiarnia. Wstępujemy. Nikt nie mówi po angielsku, ale to nie przeszkadza zamówić nam latte i lemon tea. Z lodem? Nie ma mowy. Kawa bardzo dobra i bardzo słodka. Gorąca herbata z cytryną dobrze zrobi na upał. Wychodzimy i pozdrowień nie ma końca. W pewnym momencie stojąc na skrzyżowaniu nagle podjeżdża do mnie lokals na motorku i od razu pyta uprzejmym i ciekawskim głosem - skąd jestem, jak się nazywam, wyciąga do mnie rękę, by się przywitać, po czym pojechał dalej. Chwilę dalej stragan, jakich tu mnóstwo. Zaciekawiły nas owoce, podobne do małych ziemniaczków - to duku.
Pani za ladą daje nam skosztować, bardzo słodki, fantastyczny smak, bierzemy kilkanaście sztuk na wieczór. Droga jest bardzo ruchliwa i głośna. Klaksony, ryk silników, okrzyki kierowców i pasażerów... co chwila zatrzymuje się stary czarny samochód i pada pytanie „Ketambe”? Oferując podwóz, my na to - „later later” i maszerujemy dalej. Niemal w środku miasta tuż obok głównej drogi znajduje się targ. I to był strzał w dziesiątkę! Hit sezonu - bym powiedział. Już u progu słyszę wołania „hello mister, później „Salam alejkum”. To mnie zaciekawiło. Otóż mam półroczną brodę niczym znany pan na „O” z Afganistanu, na głowie bluff we wzór moro i o dziwo wiele osób mnie tak pozdrawia. Zdjąłem bluff i wróciło „hello mister”. Sam targ, cóż, smród jakiego chyba jeszcze nie czułem na ulicy, mieszanina zapachów rozkładających się ryb, owoców, ludzkiego potu, przypraw i do tego ponad 30-to stopniowy upał. Ludzie leniwie poruszają się w bardzo wąskich uliczkach, których środkiem płynie połączenie ścieków z brudną wodą używaną albo do mycia owoców albo ciała. Słowem - nie jest fajnie. Niemniej street photographer powie, że to uczta dla obiektywu, bo tak jest. Gdybym spędził w tym mieście ze dwa tygodnie, z pewnością miałbym wyczekane ujęcia. Niestety jak tak nie mam i chyba dobrze. Pani włącza kamerę, ja czujność i brniemy przez tę miejską dżunglę, choć potwierdzam, wolę las. Niebywałe wrażenie. Po wyjściu szukamy kolejnego lokalu najlepiej z klimatyzacją i zimnymi napojami. Zachciało nam się soków z owoców, takich mobilnych wyciskaczy jest tu sporo na ulicy. Stajemy przy jednym z nich. Wygląda na to, że jest kolejka. Zatem cierpliwie stoimy. Podchodzi do nas pewien jegomość. Ubrany w koszulę w słonecznych okularach.
- Where ar ju from? - pyta łamaną angielszczyzną
- Polandia - odpowiadam, choć tak naprawdę w tym upale nawiązywanie bliższych kontaktów indonezyjsko-polskich mija się z celem, mózg się topi. Zaś Polandia to nazywa naszego kraju w lokalnym języku.
- aaa Polandia! Lewandowski! - no proszę i już się znamy. Od słowa do słowa, jest dentystą w lokalnym szpitalu, jadąc do domu wstąpił, by wypić sok z owoców.
My gadu gadu, ale jednym okiem zerkamy co się dzieje przy ladzie. Skąd biorą wodę? To pytanie nas nurtuje. Widać, że z jakiegoś baniaczka, w którym moczy się marchewka. W drugim baniaczku jest lód. Nigdy nie bierzemy kostek lodu będąc w podejrzanym miejscu, gdyż może być tak, że lód robiony jest z kranówy i choroba gotowa, przeczyszczenie w najlepszym przypadku, a tego bym sobie nie życzył. Nie, spadamy, wolę butelkowany napój, niż to, co tu podają. Dochodzi 14-ta. Pasowałoby znaleźć labi labi, jest taki punkt nazwijmy go mini dworzec busowy. Jak wygląda labi labi? Wyobraź sobie tarpana, był taki samochód, kolor czarny, zdecydowanie nie metalik, z mnóstwem wgnieceń i dziur, pół miliona przejechanych kilometrów, paka przykryta blachą, po obu stronach prymitywne ławki, a na środku wielki stary głośnik. Gdy tylko zbliżyliśmy się do tego pseudo dworca jeden z kierowców woła „Ketambe?”, kciuk w górę i mamy bus. Ustalamy stawkę, dosiada się jeszcze grupka kobiet i dziewczyn, tak, że jest nas z 10 osób. Do samochodu obok również wsiadają osoby. Patrzy na mnie dziewczyna, może jakieś 13-14 lat. Przykuwa moją uwagę jej spojrzenie, jej duże szerokie oczy, ten kadr. Patrzę jako fotograf, nie jako mężczyzna i wiem, czuję, że TO zdjęcie musi być zrobione. Wymierzam obiektyw, jedno, drugie, ona się uśmiecha, chce wyjść jak najlepiej, pokazuje coś na palcach, zasłania twarz... nie tego chcę, w końcu odwraca się. Przepadło. Nie! Odwraca się ponownie, naciskam spust migawki... jest. Mam ujęcie, które chciałem zrobić. Towarzyszy mi to samo uczucie, co niemal przed rokiem w RPA w malutkiej wiosce Emaus, u podnóża Gór Smoczych, gdzie bieda jest dużo bardziej dotkliwa niż tu w Kutacane. Ów chłopak wypatrzył nas, a szczególnie mój obiektyw, zaczął biec w naszą stronę tak szybko, że pogubił buty. Prosił o coś do jedzenia, ręce oparł o otwartą szybę, brudny nos... a ja wiedziałem, że to jest TO zdjęcie. Momenty.
Co się działo w labi labi? Oj działo się. Uczennice, które z nami jechały, zasypały nas pytaniami - a skąd, a dokąd, jak się nazywasz, co robisz, a zróbmy sobie selfie itd. Kierowca włączył głośnik i puścił indonezyjskie disco, jakby gwaru ulicznego było mało. 50 minut jazdy i męki. Od kierowcy oddziela nas brudna szyba, kto chce wysiąść puka, ten staje, pasażer wychodzi, płaci kierowcy. Ten rusza, nie trzymając kierownicy ciągle przelicza swój dorobek. Życie się toczy. Samochód też. Choć nie działa żaden ze wskaźników, ale auto jedzie. Kto nie ma miejsca siedzącego, stoi na tylnym zderzaku. Cóż, Azja.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
Adršpach
(1)
Albania
(39)
Alpy
(9)
Alpy. UFO
(1)
Australia
(82)
Austria
(18)
B&W Photo
(132)
Babia Góra
(4)
Bałtyk
(1)
Barcelona
(22)
Beskid Makowski
(1)
Beskid Mały
(5)
Beskid Niski
(29)
Beskid Sądecki
(3)
Beskid Śląski
(16)
Beskid Śląsko-Morawski
(17)
Beskid Wyspowy
(4)
Beskid Żywiecki
(97)
Będzin
(1)
Białoruś
(4)
Biebrza
(10)
Bielsko Biała
(21)
Bieszczady
(28)
Bory Stobrawskie
(3)
Bory Tucholskie
(7)
Boże Narodzenie
(13)
Bratysława
(1)
Broumowskie Ściany
(2)
Bryan Adams
(3)
Brzeźno
(2)
Bytom
(1)
Chorwacja
(8)
Chorzów
(3)
Chudów
(1)
Cieszyn
(11)
Czechy
(60)
Częstochowa
(5)
Dolina Baryczy
(7)
Dolinki Krakowskie
(1)
Dolomity
(11)
dżungla
(10)
fotografia
(5)
Francja
(13)
Gdańsk
(7)
Gdynia
(1)
Gliwice
(7)
Goczałkowice
(4)
golf
(2)
Gorce
(1)
Góra Św. Anny
(6)
Góry Bardzkie
(3)
Góry Bialskie
(4)
Góry Bystrzyckie
(8)
Góry Choczańskie
(4)
Góry Izerskie
(29)
Góry Kaczawskie
(3)
Góry Kamienne
(1)
Góry Ołowiane
(1)
Góry Orlickie
(2)
Góry Sanocko-Turczańskie
(1)
Góry Słonne
(4)
Góry Sowie
(9)
Góry Stołowe
(6)
Góry Sudawskie
(1)
Góry Świętokrzyskie
(2)
Góry Wałbrzyskie
(1)
Góry Wsetyńskie
(1)
Góry Złote
(9)
GR 20
(10)
Hiszpania
(22)
Holandia
(1)
Indonezja
(36)
Istebna
(2)
Jeseniki
(11)
Jura Krakowsko-częstochowska
(9)
kajaki
(5)
Karkonosze
(3)
Katowice
(14)
kawa
(1)
Kędzierzyn Koźle
(1)
Klimkówka
(1)
Kłodzko
(1)
Kobiór
(4)
Korona Gór Polski
(1)
koronawirus
(10)
Korsyka
(13)
Kraków
(12)
Kruger
(3)
Kudowa Zdrój
(1)
Kuraszki
(3)
Lądek Zdrój
(3)
Leśne portrety
(2)
Liswarta
(3)
Litwa
(1)
Lubiąż
(1)
Lublin
(1)
Luciańska Fatra
(5)
Łańcut
(1)
Łężczok
(1)
Łódzkie
(7)
Magura Spiska
(2)
makro
(40)
Mała Fatra
(17)
Mała Panew
(1)
Małe Karpaty
(2)
Masyw Śnieżnika
(7)
Mikołów
(2)
Morawy
(17)
Moszna
(1)
namiot
(3)
Narew
(1)
nba
(1)
Niemcy
(4)
Nikiszowiec
(4)
Nowa Zelandia
(108)
Nysa
(1)
Odra
(1)
Ojców
(1)
Opolskie
(17)
Osówka
(1)
Ostrawa
(3)
OverlandTrack
(8)
Paczków
(1)
Pasmo Jałowieckie
(2)
Pazurek
(1)
Piłka Nożna
(1)
Podlasie
(47)
podróże
(6)
Pogórze Izerskie
(4)
Pogórze Kaczawskie
(72)
Pogórze Przemyskie
(1)
pokora
(1)
Praga
(20)
Promnice
(1)
Przedgórze Sudeckie
(3)
Przemyśl
(1)
Pszczyna
(11)
Pustynie
(1)
Puszcza Augustowska
(9)
Puszcza Białowieska
(14)
Puszcza Kampinoska
(1)
Puszcza Knyszyńska
(9)
Puszcza Niepołomicka
(2)
Puszcza Solska
(1)
Puszcze Polski
(27)
Racibórz
(2)
rower
(152)
Roztocze
(6)
różne
(164)
RPA
(68)
Ruda Śląska
(2)
Rudawy Janowickie
(5)
Rudy Raciborskie
(34)
Rwanda
(18)
Rybna
(1)
Rybnik
(3)
Rzeszów
(2)
safari
(2)
Singapur
(3)
Słowacja
(55)
Słowacki Raj
(2)
Sopot
(2)
street
(122)
Strzelce Opolskie
(1)
Suazi
(4)
Sudety
(23)
Sudety Wschodnie
(11)
Sumatra
(35)
Suwalszczyzna
(2)
Szałsza
(1)
Szklarska Poręba
(1)
Szlak Orlich Gniazd
(2)
Śląsk
(36)
Świętokrzyskie
(7)
Tarnowice
(1)
Tarnowskie Góry
(4)
Tasmania
(81)
Tatry
(38)
Tatry Bielskie
(1)
Tatry Niżne
(12)
Tatry Zachodnie
(25)
Toruń
(1)
Toszek
(4)
Trójka
(1)
Turcja
(2)
Tychy
(1)
Uganda
(32)
Ukraina
(7)
USA
(29)
Ustroń
(1)
Warszawa
(8)
Wenecja Opolska
(3)
Wiedeń
(1)
Wielka Fatra
(21)
Wielkopolska
(1)
Wigry
(2)
Włochy
(13)
Włocławek
(2)
Wrocław
(5)
WTR
(4)
wwe
(4)
WWE Smackdown World Tour 2011
(4)
Zabrze
(3)
Ząbkowice Śląskie
(1)
Zborowskie
(2)
Złote Hory
(1)
Złoty Stok
(1)
zmiana
(4)
Żelazny Szlak Rowerowy
(1)
Żywiec
(2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz