Ekspedycja Sumatra - dzień 4 (11.09) - Prawdziwa Sumatra i Bukit Lawang
Pierwsza noc musi być bezwzględnie komfortowa, jeśli takie pojęcie w ogóle istnieje tu na Sumatrze. Hotel trzyma poziom. Spałem bardzo dobrze, choć za krótko. Po dwóch dniach tułaczki przez świat 7 godzin snu to nie za wiele. Zeszliśmy na śniadanie, wybór spory. Kuchnia inna, ale nie można narzekać. Lokalne sosy, wiadomo, wypalają wszystko. Pytanie dnia jest takie - czy można wierzyć zapewnieniom z maila, że przyjedzie po nas kierowca z Bukit? Kilka minut po 11 dzwonią z lobby, że jest. Co prawda nie mówi po angielsku, nic nie rozumie, ale potrafi kierować. Chce potwierdzenie, że to ten kierowca od naszego lokalu. Zadzwonił do właściciela, potwierdził, jest ok. Ograniczone zaufanie, taki kraj. Ruszamy! Ruch uliczny to jeden wielki chaos. Świateł niewiele, których i tak nikt nie przestrzega. Znaki? Jakie znaki, prawie ich tu nie ma. Jedynym wyznacznikiem gdzie jechać jest asfalt, a czasem i jego brak. Dominują skuterki. Kto szybszy, ten lepszy. Jak zbliża się samochód do skutera, to trąbi. Mijamy dzielnice Medan. Dzielnice ubóstwa i skrajnej nędzy. Ludzie siedzą na ulicach, otoczeni brudem, śmieciami, ruinami wpatrzeni w swoje telefony. Bez pomysłu i perspektywy. Widziałem to już w RPA. Ale mam wrażenie, że trzeci świat to jest właśnie tu, tam było dwa i pół. Wyjeżdżamy z miasta. Wioski. Przygody ciąg dalszy, trąbienie, wyprzedzanie, dziury, bieda dookoła. Jak tylko auto zwalnia, szukam okazji do zdjęć. Ludzie mili, ci, którzy mnie dostrzegają, chętnie pozują. Czasami nie zdążam wyciągnąć aparatu, kadry mam przed oczyma. Kadry niesamowite. Niemal całe życie toczy się na ulicach, ludzie tu pracują, śpią, jedzą na kawałkach papieru ułożonych na brudnej posadzce. Zegarmistrz, krawiec, sprzedawca, mechanik... obraz za obrazem. Nagle remont drogi, objazd. Zaczyna się. Wystarczy zboczyć z utartego szlaku. Prowincja prowincji Sumatry. Tu nikt nie zagląda, a tam toczy się życie. W pewnym momencie w ostatniej chwili dostrzegam mężczyznę, leży na drodze, po której jeżdżą samochody, upośledzony, bez nóg, centymetry od samochodów... Ciężki widok. Po 3 godzinach takiej jazdy docieramy do Bukit Lawang. O komforcie jako takim możemy zapomnieć. Mała klitka z namiastką prysznica niemal na dworze, ale to jeden z lepszych lokali w tej okolicy. Dopinamy plan na jutro i pojutrze i przygotowujemy się do pierwszego wyjścia do dżungli, dziś będzie to nocne 3-godzinne przejście.
Dostałem informację od przewodnika, że jeśli będzie padać, nie idziemy. Ale przecież tu pada co wieczór! Dziś nie padało. Ruszamy o 18, dwóch młodych chłopaków jest naszymi przewodnikami i widać, że znają dobrze las. Czuję podekscytowanie, pierwszy raz w prawdziwej dżungli. Jest szaro, z każdą chwilą robi się ciemniej. Po kilkuset metrach mijamy znak Gunung Leuser National Park- tak, teraz to już dżungla. Objęta ochroną UNESCO. Gunung Leuser w lokalnym języku oznacza górski ostatni zwierzęcy raj. I coś w tym jest. No więc jak to jest w tej dżungli? Jest niesamowicie parno, już po kilku krokach jesteśmy spoceni. Jest głośno, cykady, podobnie jak w RPA dają o sobie znać. Las jest gęsty, dla turystów zrobiono wąską ścieżkę i od czasu do czasu budują schrony. W dżungli tej żyją orangutany, ale dziś nie mieliśmy szczęścia. Żyje do 400 tygrysów sumatrzańskich, są też nosorożce i słonie. Co ciekawe, żyje tu głęboko w lesie także jedno prymitywne plemię. Liczy sobie ok. 20 osób, z dala od ludzi, chodzą nago, żywią się tym, co da dżungla. Państwo chroni tych ludzi. Jednych z ostatnich prawdziwie szczęśliwych w Indonezji. Żadne zdjęcie ani żaden film nie odda piękna lasu, a my widzieliśmy jedynie jego maleńką próbkę. Jutro idziemy na cały dzień. Najczęściej spotykaliśmy wielkie mrówki, samce gryzą boleśnie i głęboko, dochodzą wielkością do rozmiarów kciuka dorosłego mężczyzny.
Jak to będzie spać w dżungli? Spać 5 nocy? Dziś nie mam pojęcia. To był intensywny dzień, mnóstwo wrażeń wielorakiego rodzaju. Jest 21.20, siedzę przed naszą chałupką i piszę te słowa w ciepły sumatrzański wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz