Paprocany

nigdy nie byłem, no może raz, dawno temu, kawałek zobaczyłem. Dziś się jakoś tak wybrało, po pracy. No bo przecież po co w domu siedzieć. Jak tylko ruszyliśmy autem, ciężkie chmury. Gdybym to widział z domu, pewnie nie wyszlibyśmy, a tak - z cukru nie jesteśmy, jak się już jedzie to się jedzie. No i szczena w dół. Szacun, prawie jak Minnesota, tylko tu jedno jeziorko, a tam setki, tu knajpki puste, a tam przepełnione, ale co tam. Daje radę. Trasa rowerowa i do biegania dookoła jeziora, trochę truchcicieli biega. Jak na polskie warunki - bardzo fajne miejsce. No i Zameczek w Prominicach, już tam Panią zaprosiłem. Słowem, randka rowerowa się udała. Zachód słońca wypatrzyliśmy, akurat było dobre miejsce do zdjęć. Aparat miałem, w nim "nifty fifty" ze światłem 2.0 Pentaxa. Hmm przydałby się jakiś filtr, miałem ze sobą swój fotograficzny plecak, a tam proszę - filtr ND. Ze zdjęć jestem zadowolony, z obiektywu także. Po randce - bieg, we dwoje. I pogadać nawet można. Jest 22 i nie pamiętam, co robiłem w pracy. Taki reset przy wtorku.