jak przez lata nie jeździłem do Wrocławia, tak teraz jestem stosunkowo często. Bo ładne to miasto. Tym razem zabraliśmy rodziców na przechadzkę po mieście. Plan ułożyliśmy już dużo wcześniej. Zatem co najpierw ? ano zoo i afrykanarium. Zawsze chciałem mieć rybki, takie z prawdziwego zdarzenia. Ale albo nie było miejsca, ani czasu ani tego i tego. Byłem w podobnym
czymś w Barcelonie kilka lat temu, a pogłoski mówiły, że to we Wrocławiu takie złe nie jest. No i nie było. Co prawda tuba, którą się idzie dość krótka jest, a bilety dość drogie, ale co tam - było dużo frajdy, a show skradły 2 hipcie, które na oczach widzów zabawiały się w wodzie. Ładnie, polecam. Później tramwaj numer 2, na bulwary, spacer, kawa na Bema (genialna!), obiad w meksykańskiej, wejście na wierzę i z powrotem. To był dzień! Miejska dżungla, ale Wrocław da się lubić. Uderza przestrzeń, spore odległości, ci co budowali miasto lata temu, a chyba nie byli to Polacy, wiedzieli co robili.
Robi się coraz cieplej, ptaki przylatują, to my coraz chętniej chcemy wrócić do weekendowych przerywników w plenerze. Oby pogoda dopisała.
Zoo
no i trochę sztuki ulicznej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz