Czas na drugą część dnia, nie mniej emocjonującą. Jedziemy do wioski Kapice, to północno-zachodnia cześć Biebrzy. Trasa nazywa się Brzeziny Kapickie i wiedzie prawdziwą puszczą biebrzańską. Wąska dróżka, po lewej rów, wilgotny, bez wody, szuwary, po prawej pola, dziki las. Łosia ani śladu, kilka drzew obgryzionych przez bobry i tyle. Rowerem przeciskamy się przez gęstwinę, jadę pierwszy, zrywam pajęczyny do tego stopnia, że po rowerze zaczynają mi chodzić pająki z dużymi odwłokami. Dzicz. Po przejechaniu kilku kilometrów, odwrót. Wracamy do auta. Ponieważ pora jeszcze dobra, słońce wysoko, jedziemy czerwonym szlakiem na północ w kierunku rzeki Ełk, później na zachód w kierunku wsi Modzelówka, licząc, że pojawi się zielony szlak i nim wrócimy do auta. Nie pojawił się. Tu zaczyna się prawdziwa przygoda. Jedziemy przez absolutne pustkowia, w promieniu kilku kilometrów nie ma nic poza łąkami, lasami, krzakami i inną roślinnością. Co robimy? Patrzymy na appkę, która śledzi naszą trasę. Pewnie, można jechać z powrotem tą samą trasą, ale po co, długa męcząca droga przez piach i szuwary, jedźmy przez łąki na południe, coś znajdziemy. Łatwo powiedzieć. Jedziemy. Obok nas mały lasek z brzozami. Pani mówi - nie jedźmy blisko lasu skrajem łąki, jedźmy środkiem - nawyk z Tasmanii, gdzie nie chodzi się brzegiem ścieżki, po jadowite węże mogą ugryźć. Tylko to powiedziała, słychać trzask gałęzi. To łoś. Faktycznie, w tle zachodzącego słońca pięknie widać było ogromnego łosia z małym. Nie wyciągnąłem aparatu, trudno. Jechaliśmy zadowoleni, że w końcu króla bagien zobaczyliśmy. Dojechaliśmy do poprzecznej ścieżki, którą miałem na mapie. Ale mapie już nie ufam, skoro miał być zielony szlak, a go nie było. Co robimy? Szukamy szlaku widmo, szukamy innej ścieżki, jedziemy na dziko, przez łąkę? Patrzę na zegarek, na wolno - ale jednak - opadające słońce. Jesteśmy na północnym-wschodzie, dzień zaczyna się tu nieco wcześniej i kończy nieco wcześniej. Jak zostanie nas zmrok, a jest już 17.00, to wesoło nie będzie. Paradoksalnie w górach jest prościej, bo idziesz w dół, jakimś wąwozem, pewnie jakiś strumyk się znajdzie, będzie i woda i kierunek marszu. Tu, nie ma nic. Płasko, tylko łąki, żadnego światła, żadnej zabudowy. A zwierzyny tu nie brakuje, ślady i odchody wilków są tu na każdym kroku. Lokalsi ostrzegali też przed bliskim spotkaniem z łosiem. Plan jest taki, ufam jednak mapie i GPS. Jedziemy polną ścieżką na wschód, w kierunku czerwonego szlaku, co kilometr chcemy sprawdzać postęp na telefonie. Pomaga. Przypominają mi się słowa Churchilla, jak idziesz przez piekło, to się nie zatrzymuj. Tak samo tutaj, słońce zachodzi, chce się pić, wszystko swędzi, komary i inne muchy nas solidnie pogryzły. Jedziemy. Trzeba się stąd wydostać. Widzimy wielkie ptaki na łąkach, pewnie orliki, myszołowy, ale nie czas teraz na ptaki i zdjęcia, to jest przygoda i survival. Trzeba wiać. W końcu jest szlak, dalej piaszczysta droga, którą kompletnie nas drenuje z sił. Co piękne, to bagażnik w aucie pełen jedzenia i picia. Doświadczenie z Antypodów procentuje. Co to była za trasa, co za teren! Genialny, piękny, dziki. Przyznaję, nie miałem pojęcia, że takie tereny są w Polsce. A co w samej wiosce Kapice? Nic, dzień jak co dzień, kilka osób w polu, kilka coś robi przy domu, sąsiedzi schodzą się do siebie, na kawkę, na piwko, pogadać, popatrzeć w niebo, jak to w czwartkowy wieczór. Co będzie jutro? Pewnie zrobią to samo, tak jak i pojutrze, w niedzielę i kolejne dni. Czas tu się zatrzymał, i jest jak wino.
sobota, 8 października 2016
Podlasie - dzień 7 - Mścichy, Biały Grąd i Brzeziny Kapickie
To miał być bardzo spokojny dzień, gdzie zregenerujemy siły na kolejne dni. Wczorajszy wieczór należał do trudnych, ręce, ramiona paliły i bolały jednocześnie, koszmar. Wszystko przez te kajaki, ale i tak było świetnie. Obudziłem się o 6, drzemka jedna i druga i tak po 9 wyjechaliśmy. W planie 2 krótkie trasy rowerowe. Na początek Mścichy, malutka wioska na zachodnim brzegu Biebrzy i trasa do Białego Grądu. Krótka, ale męcząca przez piaszczystą drogę. Nie cierpię tego. Traci się sporo sił. Dojeżdżamy do wieży widokowej, dookoła rzeka, łąki, krowy, słychać tylko warkot traktorów i krowy. Pięknie. Czas tu się zatrzymał i jest jak wino, totalna izolacja i reset od codziennych spraw. Nagle pojawiła się pewna kobieta, krąży tu i tam, idzie nad rzekę, wraca. My jesteśmy na wieży, robię zdjęcia. Nagle ona mnie zagaduje, a co, a jak, a skąd, gdzie mieszkacie, po co, na co. Takie tam pierdołki. Wchodzi na górę i rozmawia. Bardzo miło się gawędzi. Mówi, że 20 lat tu nie była, chociaż mieszka wioskę obok, ale mąż ja wyciągnął i przyszła popatrzeć. Trochę dziwne. Ale ludzie tu tak mają. Opowiada jak zarabiają ludzie tu na życie, o codziennych problemach. Docenia to, że ja i moja Pani tak jesteśmy zgodni, że razem na rowerach jeździmy itd. Naprawdę fajnie się gadało. Pożegnaliśmy się i poszliśmy w swoją stronę. Ona szybko zniknęła, my też pokręciliśmy się po okolicy, kilka zdjęć i do auta. Dziś, teraz jak to pisze, 10 godzin po rozmowie, jakoś ciarki mnie przechodzą. Różne dziwne myśli mam, duch jakiś to był?
Czas na drugą część dnia, nie mniej emocjonującą. Jedziemy do wioski Kapice, to północno-zachodnia cześć Biebrzy. Trasa nazywa się Brzeziny Kapickie i wiedzie prawdziwą puszczą biebrzańską. Wąska dróżka, po lewej rów, wilgotny, bez wody, szuwary, po prawej pola, dziki las. Łosia ani śladu, kilka drzew obgryzionych przez bobry i tyle. Rowerem przeciskamy się przez gęstwinę, jadę pierwszy, zrywam pajęczyny do tego stopnia, że po rowerze zaczynają mi chodzić pająki z dużymi odwłokami. Dzicz. Po przejechaniu kilku kilometrów, odwrót. Wracamy do auta. Ponieważ pora jeszcze dobra, słońce wysoko, jedziemy czerwonym szlakiem na północ w kierunku rzeki Ełk, później na zachód w kierunku wsi Modzelówka, licząc, że pojawi się zielony szlak i nim wrócimy do auta. Nie pojawił się. Tu zaczyna się prawdziwa przygoda. Jedziemy przez absolutne pustkowia, w promieniu kilku kilometrów nie ma nic poza łąkami, lasami, krzakami i inną roślinnością. Co robimy? Patrzymy na appkę, która śledzi naszą trasę. Pewnie, można jechać z powrotem tą samą trasą, ale po co, długa męcząca droga przez piach i szuwary, jedźmy przez łąki na południe, coś znajdziemy. Łatwo powiedzieć. Jedziemy. Obok nas mały lasek z brzozami. Pani mówi - nie jedźmy blisko lasu skrajem łąki, jedźmy środkiem - nawyk z Tasmanii, gdzie nie chodzi się brzegiem ścieżki, po jadowite węże mogą ugryźć. Tylko to powiedziała, słychać trzask gałęzi. To łoś. Faktycznie, w tle zachodzącego słońca pięknie widać było ogromnego łosia z małym. Nie wyciągnąłem aparatu, trudno. Jechaliśmy zadowoleni, że w końcu króla bagien zobaczyliśmy. Dojechaliśmy do poprzecznej ścieżki, którą miałem na mapie. Ale mapie już nie ufam, skoro miał być zielony szlak, a go nie było. Co robimy? Szukamy szlaku widmo, szukamy innej ścieżki, jedziemy na dziko, przez łąkę? Patrzę na zegarek, na wolno - ale jednak - opadające słońce. Jesteśmy na północnym-wschodzie, dzień zaczyna się tu nieco wcześniej i kończy nieco wcześniej. Jak zostanie nas zmrok, a jest już 17.00, to wesoło nie będzie. Paradoksalnie w górach jest prościej, bo idziesz w dół, jakimś wąwozem, pewnie jakiś strumyk się znajdzie, będzie i woda i kierunek marszu. Tu, nie ma nic. Płasko, tylko łąki, żadnego światła, żadnej zabudowy. A zwierzyny tu nie brakuje, ślady i odchody wilków są tu na każdym kroku. Lokalsi ostrzegali też przed bliskim spotkaniem z łosiem. Plan jest taki, ufam jednak mapie i GPS. Jedziemy polną ścieżką na wschód, w kierunku czerwonego szlaku, co kilometr chcemy sprawdzać postęp na telefonie. Pomaga. Przypominają mi się słowa Churchilla, jak idziesz przez piekło, to się nie zatrzymuj. Tak samo tutaj, słońce zachodzi, chce się pić, wszystko swędzi, komary i inne muchy nas solidnie pogryzły. Jedziemy. Trzeba się stąd wydostać. Widzimy wielkie ptaki na łąkach, pewnie orliki, myszołowy, ale nie czas teraz na ptaki i zdjęcia, to jest przygoda i survival. Trzeba wiać. W końcu jest szlak, dalej piaszczysta droga, którą kompletnie nas drenuje z sił. Co piękne, to bagażnik w aucie pełen jedzenia i picia. Doświadczenie z Antypodów procentuje. Co to była za trasa, co za teren! Genialny, piękny, dziki. Przyznaję, nie miałem pojęcia, że takie tereny są w Polsce. A co w samej wiosce Kapice? Nic, dzień jak co dzień, kilka osób w polu, kilka coś robi przy domu, sąsiedzi schodzą się do siebie, na kawkę, na piwko, pogadać, popatrzeć w niebo, jak to w czwartkowy wieczór. Co będzie jutro? Pewnie zrobią to samo, tak jak i pojutrze, w niedzielę i kolejne dni. Czas tu się zatrzymał, i jest jak wino.
Czas na drugą część dnia, nie mniej emocjonującą. Jedziemy do wioski Kapice, to północno-zachodnia cześć Biebrzy. Trasa nazywa się Brzeziny Kapickie i wiedzie prawdziwą puszczą biebrzańską. Wąska dróżka, po lewej rów, wilgotny, bez wody, szuwary, po prawej pola, dziki las. Łosia ani śladu, kilka drzew obgryzionych przez bobry i tyle. Rowerem przeciskamy się przez gęstwinę, jadę pierwszy, zrywam pajęczyny do tego stopnia, że po rowerze zaczynają mi chodzić pająki z dużymi odwłokami. Dzicz. Po przejechaniu kilku kilometrów, odwrót. Wracamy do auta. Ponieważ pora jeszcze dobra, słońce wysoko, jedziemy czerwonym szlakiem na północ w kierunku rzeki Ełk, później na zachód w kierunku wsi Modzelówka, licząc, że pojawi się zielony szlak i nim wrócimy do auta. Nie pojawił się. Tu zaczyna się prawdziwa przygoda. Jedziemy przez absolutne pustkowia, w promieniu kilku kilometrów nie ma nic poza łąkami, lasami, krzakami i inną roślinnością. Co robimy? Patrzymy na appkę, która śledzi naszą trasę. Pewnie, można jechać z powrotem tą samą trasą, ale po co, długa męcząca droga przez piach i szuwary, jedźmy przez łąki na południe, coś znajdziemy. Łatwo powiedzieć. Jedziemy. Obok nas mały lasek z brzozami. Pani mówi - nie jedźmy blisko lasu skrajem łąki, jedźmy środkiem - nawyk z Tasmanii, gdzie nie chodzi się brzegiem ścieżki, po jadowite węże mogą ugryźć. Tylko to powiedziała, słychać trzask gałęzi. To łoś. Faktycznie, w tle zachodzącego słońca pięknie widać było ogromnego łosia z małym. Nie wyciągnąłem aparatu, trudno. Jechaliśmy zadowoleni, że w końcu króla bagien zobaczyliśmy. Dojechaliśmy do poprzecznej ścieżki, którą miałem na mapie. Ale mapie już nie ufam, skoro miał być zielony szlak, a go nie było. Co robimy? Szukamy szlaku widmo, szukamy innej ścieżki, jedziemy na dziko, przez łąkę? Patrzę na zegarek, na wolno - ale jednak - opadające słońce. Jesteśmy na północnym-wschodzie, dzień zaczyna się tu nieco wcześniej i kończy nieco wcześniej. Jak zostanie nas zmrok, a jest już 17.00, to wesoło nie będzie. Paradoksalnie w górach jest prościej, bo idziesz w dół, jakimś wąwozem, pewnie jakiś strumyk się znajdzie, będzie i woda i kierunek marszu. Tu, nie ma nic. Płasko, tylko łąki, żadnego światła, żadnej zabudowy. A zwierzyny tu nie brakuje, ślady i odchody wilków są tu na każdym kroku. Lokalsi ostrzegali też przed bliskim spotkaniem z łosiem. Plan jest taki, ufam jednak mapie i GPS. Jedziemy polną ścieżką na wschód, w kierunku czerwonego szlaku, co kilometr chcemy sprawdzać postęp na telefonie. Pomaga. Przypominają mi się słowa Churchilla, jak idziesz przez piekło, to się nie zatrzymuj. Tak samo tutaj, słońce zachodzi, chce się pić, wszystko swędzi, komary i inne muchy nas solidnie pogryzły. Jedziemy. Trzeba się stąd wydostać. Widzimy wielkie ptaki na łąkach, pewnie orliki, myszołowy, ale nie czas teraz na ptaki i zdjęcia, to jest przygoda i survival. Trzeba wiać. W końcu jest szlak, dalej piaszczysta droga, którą kompletnie nas drenuje z sił. Co piękne, to bagażnik w aucie pełen jedzenia i picia. Doświadczenie z Antypodów procentuje. Co to była za trasa, co za teren! Genialny, piękny, dziki. Przyznaję, nie miałem pojęcia, że takie tereny są w Polsce. A co w samej wiosce Kapice? Nic, dzień jak co dzień, kilka osób w polu, kilka coś robi przy domu, sąsiedzi schodzą się do siebie, na kawkę, na piwko, pogadać, popatrzeć w niebo, jak to w czwartkowy wieczór. Co będzie jutro? Pewnie zrobią to samo, tak jak i pojutrze, w niedzielę i kolejne dni. Czas tu się zatrzymał, i jest jak wino.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
Adršpach
(1)
Albania
(39)
Alpy
(9)
Alpy. UFO
(1)
Australia
(82)
Austria
(18)
B&W Photo
(132)
Babia Góra
(4)
Bałtyk
(1)
Barcelona
(22)
Beskid Makowski
(1)
Beskid Mały
(5)
Beskid Niski
(29)
Beskid Sądecki
(3)
Beskid Śląski
(16)
Beskid Śląsko-Morawski
(17)
Beskid Wyspowy
(4)
Beskid Żywiecki
(97)
Będzin
(1)
Białoruś
(4)
Biebrza
(10)
Bielsko Biała
(21)
Bieszczady
(28)
Bory Stobrawskie
(3)
Bory Tucholskie
(7)
Boże Narodzenie
(13)
Bratysława
(1)
Broumowskie Ściany
(2)
Bryan Adams
(3)
Brzeźno
(2)
Bytom
(1)
Chorwacja
(8)
Chorzów
(3)
Chudów
(1)
Cieszyn
(11)
Czechy
(60)
Częstochowa
(5)
Dolina Baryczy
(7)
Dolinki Krakowskie
(1)
Dolomity
(11)
dżungla
(10)
fotografia
(5)
Francja
(13)
Gdańsk
(7)
Gdynia
(1)
Gliwice
(7)
Goczałkowice
(4)
golf
(2)
Gorce
(1)
Góra Św. Anny
(6)
Góry Bardzkie
(3)
Góry Bialskie
(4)
Góry Bystrzyckie
(8)
Góry Choczańskie
(4)
Góry Izerskie
(29)
Góry Kaczawskie
(3)
Góry Kamienne
(1)
Góry Ołowiane
(1)
Góry Orlickie
(2)
Góry Sanocko-Turczańskie
(1)
Góry Słonne
(4)
Góry Sowie
(9)
Góry Stołowe
(6)
Góry Sudawskie
(1)
Góry Świętokrzyskie
(2)
Góry Wałbrzyskie
(1)
Góry Wsetyńskie
(1)
Góry Złote
(9)
GR 20
(10)
Hiszpania
(22)
Holandia
(1)
Indonezja
(36)
Istebna
(2)
Jeseniki
(11)
Jura Krakowsko-częstochowska
(9)
kajaki
(5)
Karkonosze
(3)
Katowice
(14)
kawa
(1)
Kędzierzyn Koźle
(1)
Klimkówka
(1)
Kłodzko
(1)
Kobiór
(4)
Korona Gór Polski
(1)
koronawirus
(10)
Korsyka
(13)
Kraków
(12)
Kruger
(3)
Kudowa Zdrój
(1)
Kuraszki
(3)
Lądek Zdrój
(3)
Leśne portrety
(2)
Liswarta
(3)
Litwa
(1)
Lubiąż
(1)
Lublin
(1)
Luciańska Fatra
(5)
Łańcut
(1)
Łężczok
(1)
Łódzkie
(7)
Magura Spiska
(2)
makro
(40)
Mała Fatra
(17)
Mała Panew
(1)
Małe Karpaty
(2)
Masyw Śnieżnika
(7)
Mikołów
(2)
Morawy
(17)
Moszna
(1)
namiot
(3)
Narew
(1)
nba
(1)
Niemcy
(4)
Nikiszowiec
(4)
Nowa Zelandia
(108)
Nysa
(1)
Odra
(1)
Ojców
(1)
Opolskie
(17)
Osówka
(1)
Ostrawa
(3)
OverlandTrack
(8)
Paczków
(1)
Pasmo Jałowieckie
(2)
Pazurek
(1)
Piłka Nożna
(1)
Podlasie
(47)
podróże
(6)
Pogórze Izerskie
(4)
Pogórze Kaczawskie
(72)
Pogórze Przemyskie
(1)
pokora
(1)
Praga
(20)
Promnice
(1)
Przedgórze Sudeckie
(3)
Przemyśl
(1)
Pszczyna
(11)
Pustynie
(1)
Puszcza Augustowska
(9)
Puszcza Białowieska
(14)
Puszcza Kampinoska
(1)
Puszcza Knyszyńska
(9)
Puszcza Niepołomicka
(2)
Puszcza Solska
(1)
Puszcze Polski
(27)
Racibórz
(2)
rower
(152)
Roztocze
(6)
różne
(164)
RPA
(68)
Ruda Śląska
(2)
Rudawy Janowickie
(5)
Rudy Raciborskie
(34)
Rwanda
(18)
Rybna
(1)
Rybnik
(3)
Rzeszów
(2)
safari
(2)
Singapur
(3)
Słowacja
(55)
Słowacki Raj
(2)
Sopot
(2)
street
(122)
Strzelce Opolskie
(1)
Suazi
(4)
Sudety
(23)
Sudety Wschodnie
(11)
Sumatra
(35)
Suwalszczyzna
(2)
Szałsza
(1)
Szklarska Poręba
(1)
Szlak Orlich Gniazd
(2)
Śląsk
(36)
Świętokrzyskie
(7)
Tarnowice
(1)
Tarnowskie Góry
(4)
Tasmania
(81)
Tatry
(38)
Tatry Bielskie
(1)
Tatry Niżne
(12)
Tatry Zachodnie
(25)
Toruń
(1)
Toszek
(4)
Trójka
(1)
Turcja
(2)
Tychy
(1)
Uganda
(32)
Ukraina
(7)
USA
(29)
Ustroń
(1)
Warszawa
(8)
Wenecja Opolska
(3)
Wiedeń
(1)
Wielka Fatra
(21)
Wielkopolska
(1)
Wigry
(2)
Włochy
(13)
Włocławek
(2)
Wrocław
(5)
WTR
(4)
wwe
(4)
WWE Smackdown World Tour 2011
(4)
Zabrze
(3)
Ząbkowice Śląskie
(1)
Zborowskie
(2)
Złote Hory
(1)
Złoty Stok
(1)
zmiana
(4)
Żelazny Szlak Rowerowy
(1)
Żywiec
(2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz