Jedziemy w kierunku Krynek, skręcamy na południe i zatrzymujemy samochód kilka kilometrów przed wioską Kruszyniany. Ruszamy w trasę. Początek to okrążenie Zbiornika Ozierany, w ciepłe dni miejscowi jak i przyjezdni z Białegostoku szukają tu ochłody. W drodze do Kruszynian w jednej z przecinek dostrzegamy lisa, duża bestia. Kruszyniany. Urocza mała wioska z dwoma klimatycznymi restauracjami w stylu tatarskim, co fajne, sprzedają swoje wyroby - miody, dżemy... Dookoła chałupy, stare i jeszcze starsze. Od czasu do czasu pojawia się nowszy domek, może jedna duża willa na skraju wioski... Ludzie uciekają z miast, ci, którzy się dorobili i mają dość korporacji, szukają spokoju w takich okolicach, a jest tu pięknie. A mówi to ten, który kocha góry i już sporo ponarzekał na pobyt w Polsce. Coś co rzuca się w oczy niemal od razu, to teren pagórkowaty i niemal kompletny brak oznakowania szlaków. To przeszkadza, tracimy czas na śledzenie GPS i mapy. Zjeżdżamy z drogi, by przez las dotrzeć do wieży widokowej skąd roztacza się widok na okolice rzeczki Nietupa. Kolejny przystanek to wioska Sanniki. Chyba punkt programu, którego się kompletnie nie spodziewałem. Wioska w środku puszczy, piękne domki i zakręt do Nietupa. Po skróceniu mijamy skromne domostwo, gdzie krząta się starsza pani, pytam, czy tędy do rzeki, ona potwierdza. Sama Nietupa i jej okolice są bardzo fotogeniczne. Robię zdjęcia, ale myślę o tej starszej pani. Chciałbym jej zrobić zdjęcie, nie mam zamiaru robić tego z ukrycia. Mam zamiar z nią porozmawiać i - tak jak robią i piszą fotografowie - zapytam ją o pozwolenie. Podjeżdżamy do płota, pani krząta się po swoim skromnym dobytku.
- ładna rzeka - zaczynam rozmowę
- ładna, ładna - Potwierdza
- a zwierzyna to tu jest? - pytam, kontynuując rozmowę. Moja rozmówczyni stoi jakieś 10 metrów ode mnie, ale widzę, że stopniowo nabiera zaufania i krok po kroku się zbliża. Im jest bliżej, mogę jej się bliżej przyjrzeć, wygląda na jakieś 80-90 lat, pokrzywiona, ale twarz ma bardzo pogodną. Mówi łamaną polszczyzną.
- jest zwierzyna, łosie, bobry i inne
Rozmowa się układa, dużo zaczyna mówić o sobie i wiosce. Obecnie takich osób, jak ona, jest bardzo mało. Wiele osób już zmarło. Młodych nie ma, wyjechali do miast. Nowi przyjeżdżają na wieś, kupują działki, budują domy. Ona żyje sama. Jej mąż zmarł jakieś 16 lat temu, od tego czasu gospodarstwo upadło, mieli dużo zwierząt. Pytam jak żyje, skąd ma co jeść. To nie jest trywialne pytanie, we wiosce nie ma ani jednego sklepu, ba, najbliższy sklep jest jeśli nie 5-6km to jakieś 15km stąd. Mówi, że przyjeżdża samochód z żywnością, jeździ też bus kilka razy w tygodniu, bo trzeba do przychodni się dostać. Rozmowa wywiera na mnie duże wrażenie. W końcu pytam:
- czy mogę Pani zrobić zdjęcie?
Odmawia, tak się przeraziła, że aż się schowała za budką. Oczywiście mógłbym jej zrobić zdjęcie bez jakichkolwiek problemów, ale chciałem tym razem zrobić to "etyczne" i mam zamiar uszanować jej zdanie. Zrobiłem zdjęcie fragmentu jej małej posesji. Postaliśmy jeszcze kilka minut mile rozmawiając. Było w tym coś niezwykłego. Odjeżdżając obróciłem się za siebie, ona jeszcze stała przy płocie, coś do siebie mówiła. Serdecznie nas żegnała. Ten pobyt w tych miejscach uczy mnie wiele rzeczy, przede wszystkim rozróżniać biedę od brzydoty. Tu jest biednie, nie ma cienia wątpliwości, ale ta bieda nie jest brzydka. Wiem, brzmi nonsensownie, ale to co tu widzimy tu pasuje, po prostu. Stare chałupy, rozpadający się płot, słoneczniki przy domu, piaszczysta, nie asfaltowa, droga, stare stodoły.
Jedziemy dalej na południowy - zachód, mijamy rzeczkę Supraśl, a na skrzyżowaniu dróg, gdzie jedna z nich prowadzi do Waliły - Stacja odbijamy na północ. Tu większe problemy z nawigacją. Okazuje się, że czerwony szlak "Śladami Powstania Styczniowego" idzie inaczej, niż na mapie, co zmusza nas do jazdy żółtym, inaczej, niż wg naszego planu. Na tym odcinku jadąc leśna drogą usłyszałem trzask gałęzi wydobywający się z lasu. Kątem oka zobaczyłem dwie czarne plamy z boku. Zaraz zaraz, łosi tu raczej nie ma, to muszą być.... Żubry!!!
Zatrzymujemy rowery, serce wali, patrzę i widzę... Tak jest, stado żubrów! Nieprawdopodobne. Pani zaczyna nagrywać, stopniowo wchodzimy w las zbliżając się do nich. One nic, słyszą, ale nie uciekają. Jest ich z 8, kilka wielkich, kilka małych. Widać jak merdają ogonkami, widać rogi. Cudowny widok żubrów w naturalnym środowisku. Nie spodziewałem się ich w Puszczy Knyszyńskiej. To był moment dnia. Jadąc dalej na północ docieramy do Wierszalina, gdzie zwiedzamy ruiny świątyni monoteistycznej. Jest ona symbolem zjednoczenia wszystkich religii.
Kolejna wioska - cudo - to Leszczany. Urocze domy. Zmęczeni docieramy do auta. Piękna puszcza, piękny dzień. Na obiad jedziemy do Kruszynian, zamawiamy tatarskie dania czeburek i manty, a na koniec tatarską kawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz