Goczałkowice - Pszczyna rowerem

dzień po wizycie w puszczy przyszło nam na rower, no bo jak tu siedzieć w domu w taką pogodę. Rano wrzuciliśmy rowery do pociągu - jedziemy. Gadka szmatka, telefon, czytanie - nagle patrzę przez okno - Goczałkowice! Wysiadamy! Szybko wyskoczyliśmy z pociągu. Ale ale, czegoś mi brakuje... No tak, mój ulubiony polar został w pociągu i pojechał do Zwardonia. Co robić ? Co robić ? Myśleć pozytywnie! Jest budka na peronie, Pani Dróżnik, była tak miła, że natychmiast chwyciła za słuchawkę, pokręciła korbką - tak tak! korbką - jeszcze rzez kilka chwil kilka telefonów jej zadzwoniło, a wyglądało to tak, jak całe Koleje w Województwie zostały postawione na nogi w ten niedzielny poranek - i po chwili Pani mówi, że polar na mnie czeka w Czechowicach. No coś pięknego. Kocham PKP! A tyle się tu napisałem, że koleje to, koleje tamto. Nie ważne. Są teraz super, bo profesjonalnie podeszli do mojego problemu i go rozwiązali. Gaz na rower i do Czechowic, a później nieco wg planu, czyli zapora, dookoła jeziora Łąka i do Pszczyny. Pani wynalazła na mapie dworek, strasznie namawiała, by tam pojechać. Marudziłem, bo myślałem, że to pewnie ruina, a jechaliśmy po niebieskich szlakach pieszych. Szczęka mi opadła jak zobaczyłem to cudo - toż to Książęca Bażantarnia, obecnie jest tam restauracja. No piękne miejsce, jedziemy tam oczywiście na kawę. Później Pszczyna i Sztamfer - Mistrzostwo Polski (Mistrzostwo Świata przypada Fergburgerowi w Queenstown, Nowa Zelandia). Świetny wypad, ponad 70km w nogach wybiło pod domem, oj warto było. No i ta Bażantarnia...